Spytajcie Adama Michnika. Pamiętam jego wizytę u Tomasza Lisa, kiedy to, ku czołobitnemu podziwowi prowadzącego, wyłożył taką mniej więcej teorię, że dzisiejsza walka polityczna toczy się pomiędzy Polską, do której należą oni obaj, i tą, która zamordowała Narutowicza ? czyli właśnie Polską Kaczyńskiego.
Wina Kaczyńskiego w tamtej zamierzchłej sprawie jest więc oczywista, tak jak oczywiste jest, że Kaczyński ma na rękach krew Barbary Blidy i doktora G., że tylko w atmosferze nienawistnej nagonki „zoologicznych antykomunistów” na PRL mogło dojść do mordu na byłym premierze Jaroszewiczu i jego żonie, że młody człowiek, który rzucił kiedyś jajem w Kwaśniewskiego, mógł w niego rzucić granatem i za to też odpowiada „prawicowa nienawiść”. Podobnie jak jest oczywiste, że rechot, z jakim „wiodące media” kibicowały „chowaniu babci dowodu” nie stwarzał w żaden sposób atmosfery przyzwolenia i rozgrzeszenia dla przełamania tabu i późniejszej agresji okazywanej przez podpitych osiłków staruszkom modlącym się pod krzyżem, a tamte z kolei wydarzenia nie mają nic wspólnego z atmosferą ogólnego przyzwolenia dla fizycznej przemocy wobec „faszystów”.
Kreowanie na bohatera naszych czasów psychola, reklamującego się zdjęciami, na których niedwuznacznie mierzy do wroga z rozmaitych pistoletów i karabinów, i zwierzającego się, że za swą odważną działalność spodziewa się wizyty skrytobójców z Opus Dei, bo czytał o tym w „Kodzie Leonarda Da Vinci”, także nie pozostaje w żadnym związku przyczynowo skutkowym. Podobnie jak przeznaczanie mniej więcej połowy każdego nowego wydania gazety i połowy czasu antenowego całodobowego radia i telewizji na wbijanie do głów, że nad krajem wisi straszliwe, faszystowskie zagrożenie, że nikt nam nie wmówi, że bydło to nie bydło, i trzeba owo bydło wyeliminować, trzeba „coś” zrobić, żeby zapobiec najgorszemu, co można sobie wyobrazić ? recydywie IV Rzeczpospolitej.
Głosy „młodych z fejsbuka” i komentatorów portalu gazeta.pl wyrażające aprobatę dla czynu Ryszarda C., nadzieję na dalsze sukcesy w wyrywaniu „pisowskich chwastów” (ale, ciekawa rzecz, napiszcie tam w uprzejmych słowach o autorytecie salonu, że plecie kompromitujące brednie – to moderator się natychmiast znajdzie), względnie, w wersji „light”, że szkoda człowieka, ale przecież sam sobie winien ? też nie mają związku z niczym, nie tworzą na nic przyzwolenia, w ogóle są cool. Po stronie „Polski jasnej” jest przecież samo dobro, bo całe zło jest po stronie przeciwnej. „Cztery nogi dobre, dwie nogi złe” – kto umie sobie to wbić do głowy i powtarzać z kamienną twarzą, jak podczas dziecięcej zabawy w pomidora, ten jest inteligentem, a nawet intelektualistą. Poczekajmy, a zobaczymy niedługo Ryszarda C., kiedy już wyjdzie wolny z zielonymi papierami, fetowanego na zjeździe intelektualistów Palikota, i przeczytamy artykuły uczonego profesora, etyka albo filozofa, że jego gombrowiczowskie zdarcie z rzeczywistości maski Formy było jak łyk świeżego powietrza w dusznych oparach polskiego narodowo-katolickiego mesjanizmu, którymi nas zatruwają pisowcy.
Czy już zostaliśmy doprowadzeni do ostatecznego obłędu? Jeszcze nie, jeszcze są pewne szczeliny, którymi – tak jak w tej chwili – przeciekają do opinii publicznej treści niebłagnadiożne. Co prawda, słabym strumyczkiem i tylko do tych, którzy wykonają pewien wysiłek, aby do nich dotrzeć, ale i to za dużo. Ale wciąż się nad tym pracuje. Próba brutalnej renacjonalizacji „Rzeczpospolitej”, podjęta staraniem przedstawicieli Skarbu Państwa w spółce Presspublica, to nowa jakość w działaniach tej ekipy. Sam się zastanawiam, jak to rozumieć – czego jak czego, ale złego wizerunku na Zachodzie ten gabinet dotąd się bał. A tutaj idzie na rympał w sposób godny Łukaszenki czy jakiejś birmańskiej junty, usiłując na zachodniej firmie wymusić uległość z pogwałceniem elementarnych zasad przyzwoitości i europejskich standardów. Skąd aż taka determinacja?