Zdania te – oderwane od politycznego kontekstu – są jak najbardziej słuszne. Wykorzystywanie łez, bólu i cierpienia ludzi w cynicznej grze politycznej jest czymś wyjątkowo odpychającym. Kłopot jednak w tym, w jakim kontekście i przez kogo te zdania były wypowiadane. Padały głównie z ust polityków PO i SLD i służyły napiętnowaniu polityków PiS w związku z postulatami wyjaśnienia i rozliczenia winnych katastrofy smoleńskiej.
Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że niekiedy były to argumenty słuszne. W działaniu niektórych polityków PiS, choćby Antoniego Macierewicza, trudno było odróżnić polityczną grę od chęci poznania prawdy. Ale jeśli o prawdę chodzi – nie sposób nie odnieść wrażenia, że politycy PO i SLD oskarżali wszystkich o granie katastrofą nawet wtedy, gdy chodziło o elementarne wyjaśnienie przyczyn tej tragedii.
Jest więc coś zdumiewającego w tym, jak z największą powagą politycy lewicy i partii rządzącej z Ryszardem Kaliszem na czele przekonują dziś, że postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry nie ma nic wspólnego z polityką. Jest bowiem oczywiste, że wnioskowanie o najwyższy wyrok dla polityka – zakaz zajmowania stanowisk państwowych i kandydowania w wyborach – jaki może być efektem działania TS na dwa i pół miesiąca przed wyborami, nie ma z tymi wyborami nic wspólnego. Zaś domaganie się wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej przez tych samych polityków PO i SLD nazywane jest polityczną grą. Logiczne!
Śmierć Barbary Blidy była wielką tragedią. Jeśli doszło do niej w wyniku czyichś zaniedbań, winno się tę osobę ukarać. Ale przez szacunek dla tragicznie zmarłej posłanki nie powinno się tej sprawy tak obrzydliwie wykorzystywać politycznie, jak to właśnie dziś ma miejsce.
Bo zdania z raportu Kalisza o odpowiedzialności Ziobry i Kaczyńskiego za tę śmierć nie są żadnym dowodem, lecz czczą publicystyką. Podam dwa przykłady: