W obronie ich praw ograniczanych przez władze litewskie czy białoruskie są co prawda w stanie pogorszyć stosunki z Wilnem czy Mińskiem. Gorzej ze wsparciem polskiej kultury w krajach, gdzie żyje oddzielona granicą od Polski mniejszość polska.
Dotyczy to mediów mniejszości, które nie mają zbyt wielkich szans na samodzielne utrzymanie się. Doszło do tego, że z powodu zbyt małego wsparcia finansowego z Warszawy „Kurier Wileński", jedyna polska gazeta codzienna wychodząca na Wschodzie, ma tak poważne kłopoty, że może zniknąć z rynku.
Znikanie gazet towarzyszy znikaniu uczniów z polskich szkół, w których jest coraz mniej nauki po polsku. To elementy tej samej tendencji – wynaradawiania się Polaków na Wschodzie. Nie na tym – jak wynika z deklaracji i rządu, i opozycji w Warszawie – polega interes Polski.
Polska kultura na Wschodzie to nie tylko media mniejszości polskiej. Niemniej ważna jest obecność w krajach, gdzie ona mieszka, kultury z Polski. Od 20 lat polskie telewizje, poza TVP Polonia, są właściwie nieobecne na Litwie, Białorusi, Ukrainie, Łotwie. Jeżeli ktoś w tych krajach chce obejrzeć nowy film amerykański, solidny, czyli drogi program rozrywkowy albo ważny mecz, to często musi korzystać z telewizji rosyjskiej, bo miejscowych stacji nie stać na licencje i wielkie produkcje. Rosjanie nie mają problemu z dzieleniem się swoją kulturą, w szczególności w wersji pop. Radzą sobie znakomicie, mimo że dwie dekady temu, po rozpadzie ZSRR, stosunek do Moskwy i języka rosyjskiego był na Litwie i Łotwie negatywny.
Polska wycofała się kulturowo z tego obszaru, nie jest atrakcyjna ani dla tamtejszych Polaków, ani dla Litwinów, Łotyszy, Ukraińców i Białorusinów. Najwyższy czas to zmienić. Bo to korzyść nie tylko kulturowa. Wraz ze znajomością języka i kultury polskiej, poznanych choćby po to, by obejrzeć amerykański serial, wzrośnie sympatia do Polski. Dająca też skutki ekonomiczne.