I nie naprawi tego wyłącznie podniesienie wieku emerytalnego, choć ten krok z pewnością jest konieczny. Potrzeba nam mądrej polityki rodzinnej, migracyjnej czy zdrowotnej. W tych kwestiach rząd na razie ogranicza się do deklaracji.
A liczby są nieubłagane. Polaków jest z jednej strony coraz mniej, a z drugiej - żyją coraz dłużej. Pięćdziesiąt lat temu na jednego emeryta przypadało ośmioro pracujących, dziś jest ich troje, a za kolejnych 50 lat może być tylu pobierających emerytury co pracujących.
To już nie tylko demograficzne wyliczanki, ale zapowiedź końca świata, który nieuchronnie się zbliża. Lekarstwem oczywiście jest polityka prorodzinna, która może te trendy złagodzić, choć pewnie nie zdoła ich już odwrócić.
Jeśli Polska nie ma zbankrutować, jeśli emeryci mają dostawać świadczenia pozwalające na przeżycie, a podatki mają nie zżerać większości owoców naszej pracy, jeśli wreszcie ma nie zabraknąć rąk do pracy, niezbędna może się okazać pomoc imigrantów.
Tymczasem państwo polskie nie ma nie tylko polityki prorodzinnej, ale też nie ma pomysłu, jak radzić sobie z migracją. Nie potrafi zatrzymać młodych wykształconych Polaków, którzy - w poszukiwaniu pracy i dobrobytu - emigrują na Zachód. Nie umie także zachęcić imigrantów z bliskich nam kulturowo państw leżących na Wschodzie, aby wybierali nasz kraj na stałe miejsce zamieszkania.