Reklama

Lepper forever

Tomasz Lis nie będzie nigdy prezydentem. A chciał być, i może jeszcze wierzy w to, że mu się uda. Jednak się nie uda. Dlaczego? Czy dlatego, że naród nie wybiera brutalnych arogantów? Ani ludzi o osobowości króla Juliana z filmu „Madagaskar"? Ależ skąd, zdolny Nikodem Dyzma zawsze będzie miał szanse

Aktualizacja: 31.07.2012 15:19 Publikacja: 31.07.2012 15:15

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Lis nie zostanie prezydentem, bo nie panuje nad sobą. Ma coś w rodzaju ticku nerwowego. Gdy się wkurzy na kogoś, to od razu musi go zbluzgać. Gdyby nad tym panował, bluzgał w zaciszu i w stosownym momencie, może miałby szansę uszczęśliwić nas swymi światłymi rządami. A tak pójdzie drogą Andrzeja Leppera. Huknie czasem coś ostrego, będzie szum, znajdzie garść wielbicieli. Jednak gaf będzie tyle, że reszta będzie wstydziła przyznać się do ich autora. Bo naród chce jednak choć odrobinę Wersalu, a Lis nie jest mu w stanie tego dać.

Tym bardziej, że nadpobudliwość powoduje, iż Lis nie pamięta wszystkich swoich zakrętów, przyjaźni, nieprzyjaźni i wypowiedzianych słów. – W zależności od kontekstu bardzo zmieniają się znaczenia słów i pojęć – wyznał szczerze w naprędce napisanym tekście poświęconym „podłościom" Szymona Hołowni.

Ciekawe stwierdzenie, które można wielorako interpretować. Wspólnym mianownikiem tych interpretacji powinna być konstatacja, że autor owego zdania nie jest osobą, od której bezpieczne jest kupowanie używanego samochodu. No bo na coś się umówimy, a potem kontekst się zmieni.

Kontekst się zmienił w przypadku Hołowni. Do poniedziałku był fajnym facetem i cenionym felietonistą. Ale w poniedziałek Hołowni nie spodobała się okładka „Newsweeka". Więc zabrał zabawki, grzecznie się pożegnał i poszedł w swoją stronę. Przestał wtedy być fajnym chłopakiem i cenionym felietonistą.

Hołownia dowiedział się, że jest „redaktorem na etacie oświeconego katolika" (czyli kimś takim, jaki był Tomasz, gdy prezentował swoją osobę w książce „Nie tylko Fakty"). Dowiedział się też, że należy do „klubu świętoszków i hipokrytów", którzy to są jako „znawcy Kościoła, specjalizujący się od kasowania z dwóch stron, od zakrystii, jako wzorowi katolicy, i z komercji, jako otwarci na liberalny świat i gotowi głosić w nim chwałę Pana".

Reklama
Reklama

I wiecie Państwo? Lis woli – jak to ujął z właściwą mu kulturą osobistą i elegancją - „ajatollaha Terlikowskiego niż tych załganych pseudoliberalnych pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików". Bo Lis jest na wojnie: „W czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu". Walki? Z kim? Chyba na wojnie ze wszystkimi katolikami, tymi „załganymi" i ajatollahami, jest ten wychowanek o. Macieja Zięby (tak przynajmniej Lis się przedstawiał, gdy przez moment był zwolennikiem konserwatyzmu, dekomunizacji, lustracji i walki z patologiami III RP).

Tak na koniec Lis odsyła Hołownię do „Naszego Dziennika", gdzie „można strojąc nabożne minki łoić kasę". Tyle, że właśnie wybór Hołowni oznacza, że przestał „łoić kasę". A Lis, jak powszechnie wiadomo, nie robi nic dla pieniędzy. On jest non-profit w imię walki z asekuranctwem i oportunizmem. Czyli z pojęciami, które są mu całkowicie obce.

Tomasz Lis zaprezentował nam się właśnie jako nauczyciel nonkonformizmu. Poruszające. Jeszcze bardziej niż gdyby zaprezentował się jako nauczyciel kultury, elegancji i dobrych manier. Ale pewnie i tego się doczekamy.

Lis nie zostanie prezydentem, bo nie panuje nad sobą. Ma coś w rodzaju ticku nerwowego. Gdy się wkurzy na kogoś, to od razu musi go zbluzgać. Gdyby nad tym panował, bluzgał w zaciszu i w stosownym momencie, może miałby szansę uszczęśliwić nas swymi światłymi rządami. A tak pójdzie drogą Andrzeja Leppera. Huknie czasem coś ostrego, będzie szum, znajdzie garść wielbicieli. Jednak gaf będzie tyle, że reszta będzie wstydziła przyznać się do ich autora. Bo naród chce jednak choć odrobinę Wersalu, a Lis nie jest mu w stanie tego dać.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Jemy za dużo mięsa! A może za mało? Wojna światów trwa w najlepsze
Komentarze
Bogusław Chrabota: Czy Zbigniew Ziobro będzie w Budapeszcie bezpieczny
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Niedoszłe męczeństwo Zbigniewa Ziobry. Budapeszt znów zaszkodzi PiS
Komentarze
Estera Flieger: Jak polubić 11 listopada. Wylogować się do świętowania
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Zbigniew Ziobro bez odznaki szeryfa nie okazał się kowbojem
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama