Ale w wywiadzie padło kilka odpowiedzi, które budzą sprzeciw. Nie chodzi tu o kompletne odrzucenie słów Marii Peszek, bo widać, że powoli ona wchodzi w coś co można nazwać byciem chorym na Polskę. Przy czym zaznaczam, że doceniając jej przeżywanie kształtu polskości nie zgadzam się z jej ocenami.
Ta niezgoda ma kilka powodów. Od emocjonalnych, które każdy przeżywa inaczej, po racjonalne. Nad tymi ostatnimi najłatwiej dyskutować, zatem pominę osobiste powody do sprzeciwu.
Maria Peszek prezentuje dość często spotykany paradoks: przekonanie o wyjątkowości polskich losów. Tyle, że a rebours. Wmawia się nam dość powszechnie, że my Polacy żywimy jakieś przekonanie o swojej wyjątkowości. A to, że antemurale, a to, że Chrystus Narodów, mesjanizm, etc. W istocie funkcjonuje powszechne przekonanie o wyjątkowości innego rodzaju. Charakteryzujące się wypowiadanym z pogardą pytaniem "Czy jest jakiś inny kraj, który ...". To przekonanie, że żyjemy w kraju, który miał najgłupszą historię na świecie, najbardziej szalonych przywódców, i w ogóle nic nie mogło i nie może się udać.
W wypowiedziach pani Peszek widać żal, że nasza historia nie toczyła się inaczej, i że jest to wina naszych przodków. Pewnie jakaś jest, ale nie w tym zakresie, do którego odnosi się bohaterka wywiadu Żakowskiego.
"Chcielibyśmy traktować ojczyznę jako coś miłego, a nie jako upiora" - mówi. Wszyscy by tego chcieli. Ofiary Auschwitz, Katynia, rzezi Woli. Tylko, co oni mieli do powiedzenia w chwili śmierci. Gdyby pani Peszek albo niżej podpisany urodzili się pół wieku wcześniej, mieliby szansę wejść do kategorii straszących dziś upiorów.