Jak dowodzi zestawienie Instytutu Badań Edukacyjnych, opisywane dzisiaj przez „Rzeczpospolitą", także szkoły z małych miejscowości osiągają bardzo dobre wyniki kształcenia uczniów. Licea w Jaśle, Sierpcu, Poniatowej czy Zawidzu Kościelnym z otwartą przyłbicą konkurują w jakości kształcenia ze szkołami z większych ośrodków – stolicy, Łodzi czy Bielska-Białej.
Kolejny raz okazuje się zatem, jak wiele zależy od zaangażowania samorządów i dyrektorów szkół. To właśnie oni mają wielki wpływ na jakość kształcenia na swoim terenie. Nie sposób nie przypomnieć w tym miejscu, że często ich zaangażowanie wiąże się wręcz z heroicznym wysiłkiem. Powód? Krępujące ich przepisy, na czele z Kartą nauczyciela. To przez nią gminy nie mogą elastycznie zarządzać oświatą, promować najlepszych pedagogów, rozstawać się z tymi, którzy nie mają zapału do pracy. Działają w okowach paragrafów, które skuwają im ręce.
Na szczęście samorządy wykazują się jednak coraz większą inicjatywą. Opisywane przez nas przypadki gminy Hanna, gdzie wszystkie szkoły zostały przekazane w ręce stowarzyszeń, czy Sępólna Krajeńskiego, w którym gmina nie płaci nauczycielom specjalnych dodatków za nicnierobienie, to niezwykle pozytywne przykłady nie tylko samorządowej zapobiegliwości, ale także autentycznej troski ?o jakość funkcjonowania oświaty.
Polska szkoła wymaga poważnych zmian, zwłaszcza tam, gdzie w dziedzinie edukacji samorządy współpracują z rządem. Gabinet Donalda Tuska ?– z nową minister edukacji Joanną Kluzik-Rostkowską – nie powinien usypiać nas ?i siebie ostatnimi, dobrymi, wynikami PISA. Nie powinien również ulegać dyktatowi oświatowych związków zawodowych, które w sporze o polską oświatę reprezentują wyłącznie interesy licznej ?i wpływowej grupy zawodowej. Potrzeba w tej sprawie respektowania w zdecydowanie większym stopniu potrzeb pozostałych stron procesu edukacji – rodziców, gmin, uczniów. Uleganie związkowemu dyktatowi nie służy polskiej szkole.