Sprawa Funduszu Sprawiedliwości i swobodnego dysponowania milionami złotych przez polityków Suwerennej Polski, którzy najwyraźniej traktowali resort sprawiedliwości i dostępne mu zasoby jak swoje udzielne księstwo, jest bulwersująca i powinna być wyjaśniona do samego spodu, a winni powinni zostać ukarani. To nie ulega wątpliwości. Jednak pojawianie się z zadziwiającą regularnością, dzień po dniu, materiałów z prowadzonego śledztwa w przestrzeni publicznej i to w bardzo specyficznym momencie, niekoniecznie służy sprawie.

Afera taśmowa, czyli jak TVP Info znajdowała nagrania kelnerów

Owszem, taśmy są efektownym sposobem na nagłośnienie tematu. Od czasu „taśm prawdy” z Renatą Beger i Adamem Lipińskim w rolach głównych, a zwłaszcza od wybuchu tzw. afery taśmowej, gdy nagle, dzięki dyktafonom warszawskich kelnerów wszyscy zajrzeli w kulisy robienia polityki, fraza „ujawniamy taśmy” działa elektryzująco na opinię publiczną. Możliwość zajrzenia przez dziurkę od klucza, czy też może raczej przyłożenia ucha do ściany, za którą knują politycy, jest niczym zaproszenie do politycznego „Big Brothera”. Ale od czasu afery taśmowej wiemy też, że atrakcyjność takiego materiału kusi do wykorzystania go w celach czysto politycznych.

Czytaj więcej

"Najlepiej nie pamiętać". Na nowych taśmach Mraza są przygotowania do zeznań na komisji śledczej i przed NIK

W czasach, gdy w TVP Info świat wyjaśniały słynne „paski grozy”, istniał np. mechanizm polegający na tym, że gdy rząd Zjednoczonej Prawicy znajdował się w opałach, nagle redakcja portalu TVP Info znajdowała nieopublikowane dotąd nagrania warszawskich kelnerów uderzające w ówczesną opozycję. Oczywiście był to czysty zbieg okoliczności, po prostu ciężka praca dziennikarzy śledczych dawała efekt akurat wtedy, gdy politycznie mógł to zdyskontować obóz władzy. Pewne wątpliwości co do tego, w jaki sposób odnajdują się nagle materiały ze śledztwa, jednak się wówczas pojawiały.

Taśmy Tomasza Mraza: Nie rzucać koła ratunkowego podejrzanym

Dziś strony zamieniły się rolami i znów można mieć pewne podejrzenia, że nagły wysyp nagrań, które — przypomnijmy — znajdują się w prokuraturze od kilku miesięcy, nie ma jakiegoś związku z bieżącą walką polityczną i zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. A samo takie podejrzenie szkodzi całej sprawie — bo rzuca koło ratunkowe podejrzanym, którzy mogą przekonywać, że są ofiarami walki politycznej. Tymczasem sprawa jest zbyt poważna, by wikłać ją w bieżącą politykę — mechanizm wykorzystywania państwowego funduszu do budowania siły politycznej jednego ugrupowania jest tak bardzo patologiczny, że winni muszą zostać przykładnie ukarani, aby w przyszłości każdy, komu taka myśl przejdzie przez głowę, zawahał się. Stworzenie wrażenia, że ktoś, kto uchyla drzwi „piwniczki z taśmami”, próbuje tu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, raczej temu nie służy.