„Zobacz, dlaczego polski makaron z polskich jaj i polskiej mąki jest zdecydowanie lepszy od makaronu włoskiego” – pisze Janusz Kowalski i zamieszcza grafikę, na której w logo Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi dumnie pierś pręży polski orzeł. Oczywiście orzeł pręży pierś dumnie, bo je tylko polskie zające, które pasą się na polskich łąkach – inaczej wyglądałby marnie niczym makaron z mąki durum.
Janusz Kowalski i dżucze: Polski makaron jest dobry, bo jest dobry i polski
Dlaczego polski makaron jest lepszy od włoskiego? Bo jest dobry i jest polski – wynika z grafiki zamieszczonej przez wiceministra. Trudno bowiem uznać za jego atut to, że Polacy jedzą go do zup, a Włosi do drugiego dania. Bądź to, że włoski jest twardszy, a nasz „rośnie w trakcie gotowania”. Wątpliwe również, by wielkim atutem było dla konsumenta to, że polski makaron jest „wałkowany tradycyjnie” a włoski „tłoczony”. Nie przypominam sobie, bym kiedyś brał udział w rozmowie na temat przewag wałkowania makaronu nad jego tłoczeniem, ale może Janusz Kowalski ma innych znajomych.
Czytaj więcej
Widzieliśmy wczoraj prowokację poseł Gajewskiej. Po to, żeby kremlowska propaganda miała obrazki...
W całej tej historii ciekawe jest jednak coś innego – ideał, któremu zdaje się hołdować minister polskiego rządu, było nie było, rządu kraju należącego do Unii Europejskiej i Zachodu. Otóż Kowalskiemu, jak się zdaje, bliski jest ideał dżucze. Model bynajmniej nie zachodnioeuropejski, lecz północnokoreańskim zakładający, że nasza chata (i makaron) z kraja i nie będzie Niemiec pluł nam w twarz czy tam wrzucał die Wurst do garnka. Żadna tam lewacka globalizacja, swobodny przepływ towarów i usług, korzystny dla producentów (przed którymi otwiera nowe rynki zbytu) i konsumentów (którzy mają dostęp do tańszych produktów). Nie, chodzi o to, żeby jajko było polskie i mąka polska. I polska pszenica.