W ostatnim czasie – słusznie – wiele osób ironizowało, że Zjednoczona Prawica jest nazwą wysoce nieadekwatną, biorąc pod uwagę, że w tym obozie Mateusz Morawiecki ciągnie w jedną stronę, Zbigniew Ziobro w drugą, a wokół nich biega Janusz Kowalski i krzyczy” „Niemcy!”. Ale czy tego samego nie można powiedzieć o rzekomo zjednoczonej opozycji?
W kończącym się tygodniu opozycji trafiły się dwa głosowania, w których mogła pokazać zarówno swoją jedność, jak i siłę. Najpierw nieoczekiwanie miała szansę odrzucić w Sejmie w pierwszym czytaniu zmiany w Kodeksie wyborczym, ponieważ ośmiu posłów Solidarnej Polski nieoczekiwanie nacisnęło nie ten guzik, który powinno. I co? I nic. Kodeks, który – jak alarmowała opozycja – jest próbą nieczystej gry w czasie nadchodzących wyborów, będzie w najlepsze procedowany dalej, ponieważ Lewica i PSL uznały, że mogą ugrać parę punktów u swoich wyborców, dopuszczając do dalszych prac dokumentem, który w założeniach służy szlachetnej idei zwiększenia frekwencji wyborczej w mniejszych ośrodkach. W tym samym czasie KO i Polska 2050 karnie głosowały za jego odrzuceniem, dając piękny dowód pluralizmu na opozycji – równie dużego, jak w rządzie, gdzie Solidarna Polska nie popiera swojego premiera, ale nie przeszkadza jej to zajmować wygodnych rządowych foteli. Arystoteles mawiał: „Amicus Plato, sed magis amica veritas”, czyli „Platon jest mi przyjacielem, lecz droższą przyjaciółką jest mi prawda”. W przypadku polskich polityków w miejsce „prawdy” można by podstawić „stołki i posady”.
Czytaj więcej
Wyborcy wybaczą Platformie wszystko, co będzie robiła na przekór PiS. Taka jest logika polaryzacji. Ludowcy i Lewica są w innej sytuacji.
Jeszcze piękniejszy dowód pluralizmu dała opozycja w drugim istotnym głosowaniu. Gdy rząd pokłócił się i podzielił w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, która ma odblokować środki z KPO, równie pięknie pokłóciła się o nią opozycja. KO, PSL i Lewica dla dobra Polski wstrzymały się od głosu, a Polska 2050 dla dobra tej samej Polski zagłosowała przeciw, po czym Borys Budka i Szymon Hołownia korespondencyjnie wymienili się – w świetle kamer, oczywiście – uszczypliwymi uwagami na swój temat. A na koniec wszedł, cały na biało, Lech Wałęsa i obraził się na PO, zarzucając jej zdradę Polski. Dobrze, że nie ogłosił budowy nowej, prawdziwie opozycyjnej partii, ale w sumie do wyborów jest jeszcze kilka miesięcy.