Marcin W., były współpracownik Marka Falenty, twierdzi, że miesiąc przed wybuchem afery taśmowej obaj biznesmeni pojechali do Rosji, gdzie sprzedali tamtejszym służbom taśmy z podsłuchów. Jego zeznania opisał „Newsweek”. Falenta miał nagrywać najważniejsze osoby w państwie z własnej inicjatywy, a potem poprosił W. o pomoc w sprzedaniu taśm, by spłacić długi wobec syberyjskich potentatów węglowych. Prokuratura wyłączyła ten wątek do osobnego śledztwa, ale niewiele z nim zrobiła, nie prowadzi też czynności pod kątem kontaktu z obcym wywiadem, choć biegły badający W. uznał, że jego zeznania są wiarygodne.
To zaś oznacza, że choć Falenta został za zlecanie procederu nielegalnych nagrań skazany, to wciąż nie wiemy wszystkiego o jednej z największych afer III RP. A powinniśmy poznać prawdę, szczególnie gdy dziś widzimy, do czego zdolna jest Rosja. Przecięcie wszelkich jej wpływów, możliwości oddziaływania i szantażu leży w polskim interesie, bez względu na to, komu by to było politycznie na rękę. I bez względu na to, czy chodzi o taśmy Falenty, czy włamanie na skrzynkę Michała Dworczyka.
Czytaj więcej
Dotychczas w żadnym śledztwie dotyczącym afery taśmowej nie badano rosyjskiego wątku – ustaliła „Rzeczpospolita”.
Dla władzy publikacja „Newsweeka” jest kłopotliwa, bo choć afera taśmowa najmocniej uderzyła w wiarygodność PO, to udział Rosjan w tym procederze byłby jak owoc zatrutego drzewa, z którego skorzystało PiS. Ale i PO nie ma się z czego cieszyć – to służby za jej czasów pozwoliły nagrywać najważniejsze osoby w państwie, a potem handlować tymi nagraniami. Choć i tu znów kamyczek do ogródka nowej władzy – jak widać, niechętnie tę sprawę wyjaśnia.
Z jednej więc strony dla opozycji ustalenia „Newsweeka” to prezent. Ale z drugiej strony też pewne ryzyko. Bo w 2015 r. z PO wygrał PiS, a nie rosyjskie służby. To Polacy zagłosowali za zmianą władzy. Kto chciałby wszystko zrzucić na ingerencję Rosjan – jak już próbują niektórzy politycy PO – niech przypomni sobie, jak słaba była kampania Bronisława Komorowskiego, jak słabo radziła sobie jako premier Ewa Kopacz. Za to też odpowiadają Rosjanie?