Jerzy Haszczyński: Niemcy są inne, przynajmniej trochę inne

Wciąż nie jest jasne, kto będzie kanclerzem Niemiec. I jaką koalicją pokieruje.

Publikacja: 26.09.2021 22:02

To, że Armin Laschet (z lewej) nie będzie następcą Angeli Merkel (z prawej) na stanowisku kanclerza,

To, że Armin Laschet (z lewej) nie będzie następcą Angeli Merkel (z prawej) na stanowisku kanclerza, nie jest pewne

Foto: AFP

Niemcy były stabilne, powyborczy chaos się z nimi nie kojarzył. O rozdrobnieniu partyjnym, rządzeniu w gronie większym niż dwóch ugrupowań, pamiętają już tylko najstarsi. Przez lata były dwie duże partie, centroprawicowa CDU/CSU i socjaldemokratyczna SPD, ogarniające zdecydowaną większość elektoratu.

Teraz jest chaos i niepewność. Niepewność panowała przed wyborami, uznawanymi zawczasu za historyczne, bo po nich zaczyna się epoka bez Angeli Merkel. Niepewność panuje nadal.

Pewne jest natomiast to, że partia Merkel, CDU wraz z siostrzaną CDU, ma bardzo zły wynik (około jednej czwartej głosów, przyzwyczaiła się do jednej trzeciej albo i więcej). I jest to przykre podsumowanie czterech kadencji odchodzącej kanclerz - sama jest nadal popularna, jej wybór następcy (Armin Laschet) nie spotkał się jednak z odpowiednim poparciem narodu.

Czytaj więcej

Partia Merkel słaba jak nigdy, ale może rządzić. Kanclerz nadal nieznany

To, że Laschet nie będzie kanclerzem, nie jest pewne. Jego współpracownicy niezrażeni upokarzającym rezultatem snują już wizję nowej koalicji pod przewodnictwem Lascheta i CDU/CSU - z Zielonymi i liberałami z FDP.

Prognozy, bo wciąż tylko z nimi, a nie ostatecznymi wynikami, mamy do czynienia, wskazują, że minimalnie wygrała jednak SPD. Na pewno SPD (i jej kandydat na kanclerza Olaf Scholz) mogą się cieszyć z wyniku, przed czterema laty miała znacznie gorszy. Na dodatek współrządzenie przez dwie kadencje z CDU/CSU długo socjaldemokratom, a nie chadekom, szkodziło, ale w decydującym momencie nabrali wiatru w żagle.

O składzie nowego rządu zadecydują dwie mniejsze partie - Zieloni, którzy zdobyli około 14 proc. głosów i tryumfują w roli ugrupowania numer trzy. Oraz liberałowie z FDP (około 12 proc.).

Zieloni nie doczekali się swojego kanclerza, choć jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Annalena Baerbock może zastąpić Angelę Merkel. Ale zapewne będą mieli wicekanclerza, po raz drugi w historii - po Joschce Fischerze, który ponad dwie dekady temu stanął u boku kanclerza Gerharda Schrödera z SPD.

Czytaj więcej

Janusz Reiter po wyborach w Niemczech: Trzęsienia ziemi nie będzie

Słaby wynik postkomunistycznej Lewicy (ciut powyżej 5-procentowego progu wyborczego) znacznie ogranicza Scholzowi możliwość wyboru koalicjantów. Wiele wskazuje na to, że z postkomunistyami (i z Zielonymi) nie uda się SPD utworzyć rządu mającego większość w parlamencie, a inny przecież w Niemczech nie powstanie. Do takiej większości zgodnie z prognozami zabrakłoby kilku mandatów.

Utrzymanie dotychczasowej koalicji, zwanej wielką (po niemiecku GroKo), wydaje się bardzo mało prawdopodobne, choć arytmetycznie możliwe. Niemcy zachowali się w wyborach, jakby chcieli zmian, a tak dostaliby z grubsza to samo, co mieli przez ostanie osiem lat, choć może z kanclerzem nie z CDU, lecz z SPD.

Zostają więc dwie opcje - dwie trójki partyjne.

Pierwsza to koalicja zwana Ampel (sygnalizacji świetlnej: od barw partyjnych, czerwonej SPD, żółtej FDP i zielonej - nazwa mówi sama za siebie). Na jej czele zaś Olaf Scholz. I to jest w tej chwili, przy lekkiej przewadze w prognozach SPD, bardziej prawdopodobne.

Czytaj więcej

Prof. Thomas Pogundtke: Rewolucji po wyborach w Niemczech nie będzie

Druga to koalicja jamajska (kolory jak na fladze karaibskiego kraju: czarny jak barwy CDU/CSU, zielony Zielonych i żółty liberałów).

Obie są w jakimś sensie koalicjami kontynuacji, z domieszką ekologii. Ale Jamajka to mniej wstrząsów, zwłaszcza w polityce unijnej. Zieloni u boku SPD zachcą więcej Unii w Unii.

Niemcy mają tradycję w długim montowaniu koalicji, ciągnąć się to może miesiącami. A sytuacja wymaga szybkiego działania, i w Niemczech, i w Unii, i na całym szeroko pojętym Zachodzie. Jest pandemia, jest starcie Ameryki z Chinami, są Afgańczycy, którzy mogą masowo zapukać do bram Europy. I po odejściu kanclerz Angeli Merkel raczej będzie wakat w przywodzeniu Unią.

Pożegnanie z Angelą Merkel zaczyna się chaotycznie. Ale nawet nie jest pewne, czy można wysnuć tezę, że im szybciej się ono zakończy, im szybciej wykazać się będzie mógł nowy kanclerz, tym lepiej.

Niemcy były stabilne, powyborczy chaos się z nimi nie kojarzył. O rozdrobnieniu partyjnym, rządzeniu w gronie większym niż dwóch ugrupowań, pamiętają już tylko najstarsi. Przez lata były dwie duże partie, centroprawicowa CDU/CSU i socjaldemokratyczna SPD, ogarniające zdecydowaną większość elektoratu.

Teraz jest chaos i niepewność. Niepewność panowała przed wyborami, uznawanymi zawczasu za historyczne, bo po nich zaczyna się epoka bez Angeli Merkel. Niepewność panuje nadal.

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty