W języku PO odbieranie PiS oznacza podporządkowanie sobie. Święta się zbliżają, spróbujmy więc dostrzec w nowej ustawie iskierkę nadziei. Hasłem PO jest otwarcie archiwów dla wszystkich. Byłoby to przedsięwzięcie niezwykle pozytywne oddające nam naszą historię. Czy możemy na to liczyć?
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/12/21/ustawic-historykow/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Projektodawca ustawy Arkadiusz Rybicki powiedział w TOK FM: "IPN będzie pod rządami nowej ustawy i, mam nadzieję, nowej Rady IPN złożonej właśnie z historyków, i to takich doświadczonych, wpuści tam po prostu innych badaczy, którzy na podstawie tych samych źródeł będą mogli może inaczej interpretować tę historię. Myślę, że to tych młodych historyków też w jakiś sposób ustawi".
Wydawałoby się, że otwarcie archiwów to odsłonięcie faktów, okazuje się jednak, że mają być one opatrzone interpretacjami. I to innymi niż dotychczas. A co jeśli fakty nie będą chciały się poddać nowym interpretacjom, nawet gdy pośpieszą z nimi "doświadczeni historycy"?
Oburzenie PO i osobiście lidera tej partii wywołała książka historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa". Książka pokazywała fakty – nie kwestionował ich żaden historyk, który ją przeczytał. Owszem, wielu z tych, którzy nie tylko do niej nie zajrzeli, ale nawet chwalili się tym, potępiało ją w czambuł i zarzucało jej fałszerstwa. Skądinąd, poczucie intelektualno-towarzyskiej bezkarności tego typu osobników dużo mówi o naszym kraju. Z całego robionego przez nich rejwachu można było zrozumieć, że Wałęsa jest naszym dobrem narodowym (a z pewnością dobrem PO), którego nie wolno dotykać palcem historyka.