Reklama
Rozwiń

Dyplomatyczny test Donalda Tuska

Kto zostanie nowym szefem polskiej dyplomacji? Donald Tusk stoi przed wyrazistym wyborem między dwiema różnymi wizjami. Po jednej stronie stoją kandydaci z opcji "świętego spokoju", których od geopolityki bardziej pociągają kwestie modernizacyjne i gospodarcze.

Publikacja: 28.10.2007 22:28

W Berlinie czy Brukseli będą zapewne witani jak zbawcy po nielubianych braciach Kaczyńskich. Mogą z łatwością wpisać się w schemat panny nieurodziwej, ale za to sympatycznej i zawsze uśmiechającej się do partnerów z UE.

Z drugiej strony stoją "kandydaci aktywni". Rozumieją oni, że skończył się czas aspirowania do NATO i UE. Że pora na bardziej samodzielne uczestnictwo w debatach nad kształtem Europy. Politycy ci unikają wprawdzie szorstkości Jarosława Kaczyńskiego, ale potrafią twardo bronić polskich interesów.

Takie cechy kojarzą się z kandydaturami Jacka Saryusza-Wolskiego i Radka Sikorskiego. To tacy ludzie mogą pomóc Donaldowi Tuskowi w stworzeniu jego własnej polityki zagranicznej, a nie w odtwarzaniu dyplomatycznego imperium Bronisława Geremka.

Takie pomysły nie zachwycą zapewne korporacji fachowców z MSZ z lat 90., którzy na łamach jednej z uczynnych gazet już zapowiadają triumfalny powrót. Co więcej, bez żenady z nazwiska wskazują, kogo chcą z MSZ wyrzucać, ogłaszając plany personalnej wendety.

PO deklaruje, że chce poprawić to, co za rządów minister Anny Fotygi jej się nie podobało. Ma do tego prawo. "Rzeczpospolita" też nieraz krytykowała szefową dyplomacji. Ale trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich dwóch lat Polska pokazała, iż nie można pomijać jej przy europejskim stole. Minister Fotyga wprowadziła do MSZ wielu nowych ludzi. Coś się ruszyło w zaskorupiałym mikrokosmosie naszej dyplomacji.

Donald Tusk staje wobec wyboru: czy chce prowadzić politykę samodzielną, czy słuchać mentorów i przebrzmiałych sław. Czy w ciągu ostatnich lat czegoś się nauczył, czy chce wrócić do prowadzenia polityki "brania, co nam dają". I jeszcze jedno: czy Platforma ze swoimi 209 posłami w kwestii dyplomacji chce być przystawką Partii Demokratycznej z jej imponującą liczbą trzech posłów.

Skomentuj na blog.rp.pl

W Berlinie czy Brukseli będą zapewne witani jak zbawcy po nielubianych braciach Kaczyńskich. Mogą z łatwością wpisać się w schemat panny nieurodziwej, ale za to sympatycznej i zawsze uśmiechającej się do partnerów z UE.

Z drugiej strony stoją "kandydaci aktywni". Rozumieją oni, że skończył się czas aspirowania do NATO i UE. Że pora na bardziej samodzielne uczestnictwo w debatach nad kształtem Europy. Politycy ci unikają wprawdzie szorstkości Jarosława Kaczyńskiego, ale potrafią twardo bronić polskich interesów.

Komentarze
Szymon Hołownia u Adama Bielana, czyli Jarosław Kaczyński osiągnął swój cel
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Bądźmy mężami stanu!
Komentarze
Instytut Pileckiego, czyli czy każda rewolucja musi się kończyć na gruzach?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Których narodów nie chce w Polsce Jarosław Kaczyński?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Hejt, hipokryzja i Hołownia, który się spotyka z Kaczyńskim