Piotr Gabryel: Prezydent w połowie drogi

Jakie jest prawdopodobieństwo, że jest się marnym premierem, gdy jest się niemal powszechnie chwalonym szefem rządu? A jakie jest prawdopodobieństwo, że jest się dobrym prezydentem, podczas gdy jest się niemal powszechnie uznawanym za fatalnego szefa państwa? Wystarczy się rozejrzeć wokół, by się przekonać, że wcale nie tak małe

Aktualizacja: 23.06.2008 02:06 Publikacja: 22.06.2008 19:41

Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski mieli – jako szefowie państwa – nieporównanie łatwiejsze zadanie do wykonania niż Lech Kaczyński. Znacznie trudniej bowiem być prezydentem Polski w czasie, gdy nasze państwo zrealizowało już swe fundamentalne, a przez to oczywiste, cele w polityce zagranicznej i obronnej (przystąpienie do Unii Europejskiej i NATO), natomiast kolejne cele polityki zagranicznej i obronnej – głównych domen prezydenta – nie są już ani tak oczywiste, ani tak powszechnie akceptowane przez Polaków.

Ale też, w gruncie rzeczy, dopiero teraz mamy do czynienia z uprawianiem prawdziwej polityki zagranicznej polegającej na definiowaniu głównych narodowych celów oraz ich osiąganiu.

I w tej, już całkiem realnej, polityce Lech Kaczyński radzi sobie więcej niż dobrze.

Przede wszystkim szef państwa trafnie zdefiniował interes Polski, wskazując na bezwzględną konieczność umacniania relacji z USA, na potrzebę zmiany stosunków z pozostałymi państwami Unii Europejskiej w partnerskie (szczególnie z Niemcami) oraz palącą konieczność zagwarantowania Polsce bezpieczeństwa energetycznego (przez uwolnienie się od monopolu Rosji) i jednoczesnego pielęgnowania jak najlepszych relacji z emancypującymi się od wpływów Moskwy krajami położonymi na wschód od nas.

Pierwszym sukcesem prezydenta Kaczyńskiego jest powolne przyjmowanie do wiadomości przez naszych partnerów z Unii Europejskiej, że Polska z członka de iure UE staje się także członkiem de facto. Dużo oporniej postępuje proces uniezależniania się od energetycznych wpływów Rosji. To zadanie na wiele lat – na drugą połowę kadencji, a może również na kolejną kadencję, pod warunkiem że Lech Kaczyński nie jest kulawą kaczką (tak Amerykanie określają prezydentów bez szans na reelekcję), lecz głową państwa w połowie swej pierwszej kadencji.

Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski mieli – jako szefowie państwa – nieporównanie łatwiejsze zadanie do wykonania niż Lech Kaczyński. Znacznie trudniej bowiem być prezydentem Polski w czasie, gdy nasze państwo zrealizowało już swe fundamentalne, a przez to oczywiste, cele w polityce zagranicznej i obronnej (przystąpienie do Unii Europejskiej i NATO), natomiast kolejne cele polityki zagranicznej i obronnej – głównych domen prezydenta – nie są już ani tak oczywiste, ani tak powszechnie akceptowane przez Polaków.

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne