Dziś trzeba ten pogląd lekko zmodyfikować: członkami rządu powinni być politycy, ale politycy odpowiedzialni i doświadczeni, dobrze znający mechanizmy rządzące państwem.
Andrzej Czuma pokazał w piątek, że niestety do takich się nie zalicza. Jego publicznie wygłoszona sugestia, iż prokuratura „trafiła w próżnię” stawiając zarzuty Jackowi Karnowskiemu, należy do tego typu stwierdzeń, jakich prokuratorowi generalnemu wygłaszać nie wolno.
Już nawet nie chodzi o to, że minister Czuma nie zna akt sprawy, lecz jedynie zarzuty przedstawione przez prokuraturę. Nie chodzi także o to, że ignoruje opinię sądu, który przecież materiał dowodowy uznał za „na tyle bogaty i na tyle szeroki”, iż uprawdopodobnia on winę Karnowskiego.
Problemem jest to, że Andrzej Czuma chyba nie rozumie polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sądy i prokuratury po 1989 roku wielokrotnie bywały przedmiotem nacisków i politycznych manipulacji. Na awans mógł liczyć ten, kto trafnie odczytał intencje władzy. Prokuratorzy nauczyli się więc bacznie wsłuchiwać w słowa kolejnych ministrów – swoich zwierzchników.
Jeśli dziś Czuma stwierdza, że prokuratura mogła się mylić, to mogą się rodzić podejrzenia, iż usiłuje wywrzeć na niej presję, aby zrewidowała swoje stanowisko. Aby nieco mniej gorliwie ścigała człowieka, który jeszcze niedawno należał do rządzącej partii.