[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/03/18/slabosc-mediow/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Po ujawnieniu przez "Dziennik" towarzysko-rodzinnego biznesu wicepremiera Pawlaka wicemarszałek Sejmu stwierdził, że ów "nikczemny, podły..." (to stałe epitety, których używa wobec nielubianych przez siebie ludzi i zdarzeń) atak jest intrygą PiS.

Dlaczego wybieram to właśnie wystąpienie, gdy równocześnie liderzy PSL w większości stanęli murem za swoim przywódcą, przypisując autorom rewelacji na jego temat niecne zamiary? Niestety, postawa ich jest normą polskiego świata politycznego. Zmienić mógłby ją tylko nacisk opinii publicznej, na czele której powinny stanąć media. Z powodu ich stronniczości i podwójnych standardów, które widać w sprawie Niesiołowskiego właśnie, nic takiego się nie dzieje.

Zachowanie tego osobnika to próba eliminacji krytyki poprzez stygmatyzowanie jej jako partyjnej propagandy. A z propagandą się nie dyskutuje ani się na nią nie odpowiada. Można mieć pewność, że bez względu na sympatie mediów zachodnich nie zaakceptowałyby one sytuacji, gdy znaczący polityk partii rządzącej każdą krytykę określa jako propagandę opozycji. Tymczasem Stefan Niesiołowski ciągle grzeje się w świetle jupiterów i psuje polską debatę publiczną. Jego strategia, która polega na diabolizowaniu PiS i przedstawianiu jako knowań Kaczyńskich niewygodnych dla PO relacji i opinii, była nie tylko akceptowana, ale i stosowana przez dużą część mediów w Polsce. Prowadziło to do niszczenia debaty publicznej. Jeśli media gubią należny sobie dystans i stają się stroną w partyjnych sporach, to rezygnują z właściwej sobie funkcji, która stanowi ich rację bytu. Zatracają normy i standardy, a świat zaczynają dzielić na "swoich" i wrogów.

W obronie Pawlaka powielane są różne nonsensy. Jeden z nich to zarzut, że dziennikarze korzystali z "wrogich" inspiracji. Jeśli nawet tak było, niczego to nie zmienia. Intencje informatorów nie mają nic do rzeczy, jeśli dzięki nim można odsłonić prawdę.