Poprzednie pomiary, dokonane niecały miesiąc wcześniej, dawały IPN kilkanaście procent wyższe zaufanie, które wyraźnie przeważało nad nieufnością. Przez ten czas instytucja kierowana przez Janusza Kurtykę nie zrobiła nic, co mogłoby wpłynąć na zmianę postawy wobec niej.
Natomiast ośrodki opiniotwórcze, media i rząd przeprowadziły na IPN niezwykłą nagonkę, która nie miała żadnego związku z rzeczywistością.
Wyobraźmy sobie, że w jakimś kraju o w miarę utrwalonej kulturze demokratycznej, ceniącym fundamentalne wolności, w prywatnym (niszowym) wydawnictwie pojawia się choćby nawet skandalizująca biografia wybitnej postaci życia publicznego. Nie do pomyślenia byłoby, aby zgodnym chórem większość mediów (w tym niemal wszystkie elektroniczne), a także najważniejsze postacie w państwie przypuściły wściekły atak na ważną instytucję państwową, której jedyny związek ze wspomnianą publikacją polega na tym, że jej autor pracuje w niej jako archiwista, a głównym akcentem tej napaści byłoby oficjalne wezwanie do złamania ładu prawnego, który gwarantuje jej niezależność.
Te sprawy opisywane były na naszych łamach wielokrotnie. Uderza jednak skuteczność owej nagonki. Dowodzi to raz jeszcze, że obraz świata mieszkańców współczesności kształtowany jest przez media, zwłaszcza elektroniczne. Trudno się dziwić. Zajęci swoimi sprawami ludzie nie mają czasu ani przygotowania, aby odpowiednio analizować szum, a niekiedy wręcz jazgot medialny. Siła argumentów zastępowana jest argumentem siły, czyli ilościowej przewagi.
Ta swoista bezbronność obywateli wobec mediów jest cechą naszych czasów. W państwach dojrzałej demokracji funkcjonują jednak standardy, które kiełznają ową medialną wszechmoc, istnieje także choćby ułomny pluralizm. W III RP zjawiska te prawie nie występują. Opisywane wydarzenia pokazują, że trzyma się ona mocno.