Brak jakichkolwiek konkretnych przykładów bardzo utrudnia mi zrozumienie, o jakiej to opcji właściwie mowa. Czy ma ona polegać na negowaniu faktów takich jak ten, iż SB zarejestrowała Wałęsę jako Tajnego Współpracownika o pseudonimie "Bolek"? W takim razie "innej opcji" w ogóle wśród historyków nie ma. "Gazeta Wyborcza" dla dyskredytowania pracy Cenckiewicza i Gontarczyka w kółko posługuje się przypomnieniem, iż skrytykował ją profesor Friszke, ale przecież jego recenzja, intensywnie podkręcana przez gazetę śródtytułami i boldowaniem nie podważała zasadniczych ustaleń, skrytykowane w niej zostały głównie partie opisujące kulisy obalenia rządu Olszewskiego. Ciekawe, swoją drogą, jak gładko przy tej okazji zapomniano, że to właśnie na okoliczność badań Friszkego straszył swego czasu redaktor naczelny „Wyborczej” historyków sądem, i być może niebawem znowu to zacznie robić, gdy wejdzie na rynek przygotowywana przez niego od dawna biografia Jacka Kuronia (a może tak już zawczasu jakiś liścik oburzonych "autorytetów"?)

Jako wzorzec pozytywny przeciwstawia się Januszowi Kurtyce jego poprzednika (choć zanim stał się "byłym", pisano o nim mniej więcej to samo), ale nie znalazłem konkretów, czym różniło się widzenie historii przez Leona Kieresa od widzenia obecnego. Łatwo zauważyć, że powodem tęsknoty za nim jest nie odmienna "opcja", ale opinia człowieka, hm, ustępliwego.

Chyba, że owi postulowaniu historycy mający do historii właściwie podejście, to panowie Czech z Czuchnowskim i panią Kublik?

[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/04/30/w-poszukiwaniu-wlasciwej-opcji/]na blogu[/link][/ramka]