Stacje telewizyjne prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach na temat losu Polaka. Padały dramatyczne pytania o to, kto jest winny ataku, a nawet czy będzie akcja odwetowa, tak jakby chodziło o działania kryminalne, a nie wojenne.
W pogoni za newsem niektóre gazety, nie mając pewności co do przebiegu wydarzeń, przyjęły rozwiązanie "atrakcyjne" dla odbiorcy. Napisały na pierwszych stronach, że ranny oficer dostał się zapewne w ręce afgańskich talibów. Szybko jednak się okazało, że kapitan Daniel Ambroziński zginął na miejscu, w walce.
Wszystkim tym relacjom towarzyszyły pytania, czy w tej sytuacji nie czas się wycofać z Afganistanu.
Taka gwałtowna reakcja może świadczyć o tym, że coraz częściej zapominamy o dwóch zasadniczych faktach. Po pierwsze w Afganistanie trwa wojna. Po drugie na wojnie giną żołnierze. Dotyczy to nie tylko Polaków. W Afganistanie giną Amerykanie, Brytyjczycy, Duńczycy, Francuzi, Rumuni, Włosi, Estończycy, Koreańczycy i przedstawiciele innych nacji. Takie są smutne realia żołnierskiej służby i wojny, każdej wojny.
Poległym w walce polskim żołnierzom należna jest stosowna cześć i chwała, a ich rodziny powinny otrzymać wsparcie i szacunek. Niestety, takiej czci, szacunku i wsparcia trudno się doszukać w medialnej miksturze histerii i sensacji.