[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/13/tomasz-pietryga-czy-naprawde-trzeba-opodatkowac-zyczliwosc/]skomentuj na blogu[/link][/b]
A jednak "Rzeczpospolita" dotarła do interpretacji katowickiej Izby Skarbowej, w której urzędnicy ze śmiertelną powagą tłumaczą, dlaczego bezpłatna przysługa jest dla korzystającego przychodem i należy od niej zapłacić podatek.
Sprawa dotyczy coraz popularniejszych w Polsce tzw. banków czasu. Ludzie oferują w nich sobie wzajemnie bezinteresowną pomoc, zwykle z nieznanych zapewne katowickim urzędnikom pobudek. Wśród nich jest szlachetność.
Nieznana, więc podejrzana, najlepiej niech zapłacą – uznali urzędnicy. Banki czasu działają w Internecie. To dzięki sieci tysiące ludzi się organizuje. W ten sposób mogą się więc stać łatwym celem dla fiskusa. W efekcie, bojąc się wejścia w konflikt z nim, zniechęcają się do niesienia bezinteresownej pomocy. Takie urzędnicze podejście już nieraz obracało wniwecz lub przynajmniej utrudniało płynące z potrzeby serca inicjatywy.
Katowicka interpretacja przepisów jest niebezpieczna, bo stawia państwo w roli instytucji żarłocznej, bezmyślnej, wręcz orwellowskiej. Pozwala opodatkować praktycznie każde zachowanie, każdy przejaw ludzkiej aktywności.