Na razie najcięższą zbrodnią – wykrytą przez minister Piterę – był zakup dorsza przez jedno z ministerstw za niemal 10 złotych. Innych ciężkich przestępstw, o których tyle słyszeliśmy, jak: łamanie wolności słowa, praw obywatelskich, podsłuchiwanie połowy Polski i mordów politycznych, na razie nie udało się udowodnić. Mimo usilnych starań i wielkiego zaangażowania – ciągle nic. Wreszcie pojawiła się iskierka nadziei.
Co prawda mocne uderzenie prokuratury wobec Mariusza Kamińskiego, bo o niego tu chodzi, będzie jeszcze weryfikowane przez sąd, ale nawet jeśli oskarżenia się nie potwierdzą, zawsze jakaś – jakże wyczekiwana – woń przestępstwa pozostanie.
Operacja CBA w Ministerstwie Rolnictwa była ryzykowna, bo preparowanie dokumentów do działań operacyjnych jest działaniem na granicy prawa. Jednak byli szefowie CBA twierdzą, że zamawiali na ten temat ekspertyzy prawne, które wskazywały, iż jest to dozwolone. W normalnej sytuacji można by więc spokojnie czekać na wyrok sądu. Niestety, atmosfera, jaka powstała po upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego, daje powody, by się obawiać, że pewne działania państwowych służb nie są pozbawione elementu politycznej zemsty.
Dopóki nie wybuchła afera hazardowa, premier Donald Tusk gotów był trzymać Kamińskiego na stanowisku. Po ujawnieniu skandalu w trybie nadzwyczajnym szefa CBA zmieniono, po czym rozpoczęła się otwarta nagonka na niego i jego współpracowników. Trzy dni przed drugą turą kampanii prezydenckiej pojawiła się publiczna informacja, że zostaną mu postawione zarzuty. Trudno uwierzyć w przypadek.
Oczywiście dziś nie możemy przesądzać, czy Mariusz Kamiński w którymś momencie nie przekroczył prawa. Niech zbada to sąd. Ale trudno pozbyć się wrażenia, że wielu ludzi w Polsce dostało zadanie, by coś na Kamińskiego znaleźć.