Jej słowa przypomniały mi się, gdy przeczytałem tekst Haliny Flis-Kuczyńskiej "Niech słowu odpowie słowo" ("Rz", 4 maja 2011). Wtedy, gdy czytałem tam o wszystkich opresjach i krzywdach, które dziś znoszą wyborcy Platformy Obywatelskiej.
Tekst pani Flis-Kuczyńskiej to polemika z moim tekstem, gdzie wytknąłem tzw. salonowi chęć przyduszenia PiS-u i sympatyzujących z nim środowisk metodami administracyjnymi - głównie za pomocą prokuratury. Wyliczyłem tam ileś głosów - w tym artykuł Flis-Kuczyńskiej - których autorzy popierali np. składanie doniesień o popełnieniu przestępstw przez uczestników PiS-owskich manifestacji. Ze szczególnym uwzględnieniem Jarosława Kaczyńskiego.
Odpowiedź Flis-Kuczyńskiej da sprowadzić się do kilku haseł: Jarosław Kaczyński jest kryptofaszystą, jego brat był złym i głupim prezydentem, a wyborcy Platformy są ofiarami niezwykle brutalnej agresji ze strony popleczników demonicznych bliźniaków.
Ja zaś krytykując postulaty, by wziąć za twarz rozzuchwalonych kaczystów niewiele - według Flis-Kuczyńskiej - zrozumiałem. Na dodatek, jak ona twierdzi, byłem rozgniewany pisząc swój artykuł. Przy tym ostatnim chwilę bym się zatrzymał, bo nie wiem skąd autorka - z którą na oczy się nie widzieliśmy - mogła rozpoznać mój stan emocjonalny. Czepiam się tego szczegółu, bo to pokazuje na jakim poziomie odbywa się w Polsce polemika.
Nie, teraz na pewno nie jestem rozgniewany (wtedy też nie byłem). Jestem załamany. Z oskarżaniem Jarosława Kaczyńskiego o faszyzm nie chce mi się już polemizować. Bo po co? "Kaczor" ma być zniszczony i każda metoda będzie tu dobra.