Czy pamiętają państwo film „Błękitny anioł" z Marleną Dietrich w roli głównej? Ta ekranizacja noweli Heinricha Manna opowiada o profesorze Immanuelu Raacie, który jako nauczyciel w jednym z niemieckich gimnazjów zanudza swoich uczniów wykładami o wyższości wysokiej kultury nad rozrywkami plebejuszy. Gdy znajduje u jednego z gimnazjalistów reklamówkę występów piosenkarki o pseudonimie Błękitny Anioł, postanawia sam pójść do lokalu. Chce zbadać, którzy z jego podopiecznych są bywalcami tego grzesznego miejsca, aby następnie przykładnie ich ukarać. Profesor Raat istotnie odwiedza lokal, w którym śpiewa „Błękitny Anioł", i szybko ulega chorej fascynacji kobietą. Pożycza jej pieniądze i w efekcie totalnie się ośmiesza w swoim miasteczku.
Historia profesora Raata przychodzi mi na myśl, gdy obserwuję ostatnie metamorfozy posła PJN Jana Filipa Libickiego. Ten niegdyś zaprzysięgły konserwatysta, poseł PiS i zdecydowany krytyk „Gazety Wyborczej", zmienił się znacząco od czasu przejścia do ugrupowania Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Choć niegdyś zdarzało mu się być gościem Radia Maryja, ostatnio zaczął demonstrować namiętną niechęć do toruńskiej rozgłośni za zbytnie wspieranie partii Jarosława Kaczyńskiego.
Już jako zdeklarowany wróg ojca Rydzyka zaczął od pewnego czasu gościć na łamach „Wyborczej". W rozmowie z Jackiem Hołubem, czołowym Gazetowym antyrydzykowcem, krytykował toruńskie radio za niepoparcie ustawy o ochronie życia poczętego przygotowanej przez Marka Jurka w 2007 r. Co ciekawe, Libicki nie poruszył w rozmowie pewnej interesującej kwestii – co na ten temat myślała i do dziś myśli „Gazeta Wyborcza". Jeszcze ciekawsze jest to, że gdy Marek Jurek opuszczał wtedy PiS z powodu rozczarowania stosunkiem Jarosława Kaczyńskiego do tej ustawy, sam Jan Filip Libicki w partii został. Opuścił ją dopiero wtedy, gdy pojawiły się wątpliwości lustracyjne PiS wobec jego ojca. Unikanie tego typu pytań ułatwiał zresztą sam Jacek Hołub, który w delikatny sposób, niczym psychoterapeuta, wypytywał Libickiego o wady Radia Maryja.
W minioną sobotę przyszedł czas na kolejną randkę z „Gazetą". Tym razem rolę „Błękitnego Anioła", który zafascynował zaprzysięgłego konserwatystę, odegrała Katarzyna Wiśniewska. Ta specjalistka od Kościoła w „Gazecie" opublikowała tekst Libickiego na temat Jana Pawła II. Artykuł miał być o nowym błogosławionym, ale szybko zszedł na temat nowej namiętności poznańskiego posła, czyli wad Radia Maryja. Jak zaznaczył Libicki, mimo że wielokrotnie dalej jest mu do „Gazety Wyborczej" niż do Radia Maryja, musi korzystać z życzliwości pani Katarzyny, gdyż Radio Maryja go nie chce.
„Nie mogę dyskutować z jego słuchaczami powiedzmy na temat in vitro. Antena jest bowiem zajęta w całości dyskusją o lasach albo o Smoleńsku. Rezygnuję więc, bo nie jestem leśnikiem. Ani ekspertem od wypadków. Pozostaje mi dyskusja z redaktor Wiśniewską, z którą – jak sądzę – różnię się diametralnie. Ma ona jednak podstawową zaletę: chce rozmawiać" – tłumaczy.