To Amerykanie byli "good guys". Zarówno w Wietnamie, gdy walczyli z komunistycznym zagrożeniem, jak i w Iraku, gdy obalili krwawego satrapę Saddama Husajna.
Teraz wygląda jednak na to, że Irak rzeczywiście może się stać drugim Wietnamem. Nie chodzi jednak o moralną ocenę tej kampanii, ale o jej zakończenie. Jak wynika z doniesień Pentagonu, prezydent Barack Obama może do końca roku wycofać z Iraku niemal wszystkie jednostki US Army. Pozostawi w nim tylko 160 żołnierzy do pilnowania ambasady w Bagdadzie.
Jak przekonują zwolennicy takiego rozwiązania, pora, aby Irakijczycy stanęli na własnych nogach. Brzmi to pięknie, ale czy aby na pewno są na to gotowi? Eksperci ostrzegają, że jeżeli we względnie spokojnym obecnie Iraku zabraknie Amerykanów, sytuacja może ulec nagłemu załamaniu. Rebelianci nasilą ataki, zwaśnieni szyici i sunnici skoczą sobie do gardeł, a kraj dostanie się w orbitę wpływów Iranu.
Tym samym wysiłek ostatnich ośmiu lat i olbrzymie ofiary poniesione nie tylko przez Amerykanów, ale również przez inne państwa koalicji pójdą na marne.
Niezależnie od oceny udziału Polski w tej wojnie, jeżeli zakończy się ona klęską, będzie to oznaczało także porażkę naszego kraju. Pozostaje więc mieć nadzieję, że w Ameryce zwycięży zdrowy rozsądek.