"Do rozbijania szyku idealnie też nadają się koktajle Mołotowa. Ważne jest, aby każda dziura, każdy wyłom natychmiast był atakowany dużą ilością kamieni".

Wyobraźmy sobie, że jakieś prawicowe organizacje umawiają się na forach internetowych, żeby z bronią w ręku (czy kije albo koktajle Mołotowa to nie broń?) zaatakować Paradę Schumanna organizowaną przez zwolenników integracji z Unią Europejską. Wyobraźmy sobie, że w hipotetycznym "Poradniku prawicowego zadymiarza" przeczytać można: "do przeganiania euroentuzjastów najlepiej nadają się cegłówki. Ważne jest, by przeszkadzających w tym policjantów podpalać". Jestem dziwnie przekonany, że na drugi dzień huczałyby o tym wszystkie dzienniki europejskie – i słusznie. A autorzy owych apeli trafiliby do aresztu w czasie krótszym, niż funkcjonariuszowi ABW zajęło pukanie do drzwi właściciela strony Antykomor.pl.

"Jesteśmy przekonani, że zadaniem dobrej władzy jest rozwiązywanie i łagodzenie konfliktów, a nie żywienie się tymi konfliktami" – deklarował w 2007 roku pewien wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Ten polityk nazywa się Donald Tusk, a cytowane wystąpienie to jego exposé.

Z przekonaniami i dobrymi chęciami władzy bywa różnie, niezależnie od tego, kto kieruje państwem. Na szczęście w przypadku konfliktu wokół Marszu Niepodległości sprawa jest prosta – nie trzeba niczego specjalnie rozwiązywać. Wystarczy przestrzegać zasady oczywistej w państwie prawa  – że obywatele mają prawo do pokojowego demonstrowania swoich poglądów, a policja zajmuje się tymi, którzy podżegają do używania przemocy i chcą innym możliwość wyrażania poglądów odebrać. Czy zatem Polska Donalda Tuska jest państwem prawa?