Jak wynika z szacunków „Rzeczpospolitej" na podstawie danych GUS, pod koniec roku będzie nas mniej o 40 tys. To tak, jakby w ciągu roku z mapy Polski zniknęły np. Sopot lub Malbork. Na tym jednak nie koniec. Z prognoz ZUS wynika, że do 2060 roku może nas być mniej aż o 8 mln.
Tymczasem rząd zamiast zachęcać nas do posiadania jak największej liczby dzieci, pozoruje jedynie działania prorodzinne i robi dobrą minę do złej gry. Co z tego, że im większa rodzina, tym większa ulga na dziecko. Zdecydowana większość polskich rodzin nie może sobie odliczyć ulgi w pełnej wysokości. Tymczasem np. przeciętna węgierska rodzina o dochodzie rocznym na poziomie 100 tys. zł wcale nie płaci podatków. Polacy tymczasem najpierw kredytują państwo, a potem „łaskawie" dostają zwrot nadpłaconych podatków.
Dyskusja o demografii jest dziś tak naprawdę dyskusją o przyszłym kształcie naszego państwa, którego siłę od zawsze stanowili jego obywatele. To w końcu nasze podatki umożliwiają rozwój polskiej gospodarki, a budżet państwa ma pieniądze na inwestycje.
Warto, by zachwyceni Unią Europejską politycy zdali sobie sprawę z tego, że pozycja Polski w jej strukturze również zależy od demografii. Jeśli w takim tempie jak dziś będziemy tracili mieszkańców, bardzo szybko stracimy nasze atuty i nikt nie będzie się z nami liczył.
Rząd zamiast kłaniać się środowiskom LGBT – co czyni dziś niemal na każdym kroku – powinien natychmiast podjąć działania na rzecz rodzin. Odwrócenie złego trendu demograficznego jest jeszcze możliwe, ale nie wolno nam marnować czasu.