Reklama

Tusk zaszedł wysoko, ale wyżej pójść nie może

Rezygnacja premiera ze starań o brukselską posadę przedłuża nadzieje polityków PO, że po wyborach pozostaną przy władzy. W partii niewielu było takich, którzy wierzyli, że bez Donalda Tuska to się uda.

Publikacja: 25.08.2014 02:00

To był jeden z głównych dylematów Tuska – czy wyjechać do Brukseli, skazując Platformę na niechybną porażkę z PiS? Czy też pozostać premierem ?i szefem PO, licząc, że uda się po raz trzeci pokonać PiS w wyborach parlamentarnych?

Przez kilka miesięcy Tusk poważnie rozważał oba te rozwiązania i po cichu się do nich przygotowywał. W Platformie słychać żarty, że jedynie Grzegorz Schetyna rozumiał sens zmian w statucie PO, które w razie rezygnacji szefa Platformy ?z automatu przekazywały partię w ręce pierwszego wiceprzewodniczącego – czyli Ewy Kopacz. To był wariant opracowany na wypadek „emigracji" premiera.

Wiadomo, że Tuska kusiła perspektywa udziału w polityce międzynarodowej wysokiego szczebla, wiążąca się z wysokimi apanażami, na które jako szef polskiego rządu liczyć nie może. Ślady premierowskich dylematów słychać nawet na nagraniach jego bliskich współpracowników, bohaterów afery taśmowej – takich jak Paweł Graś.

Wygląda na to, że dylematy te właśnie premier rozstrzygnął: zostaje w kraju i chce walczyć o trzecią kadencję. To informacja niecierpliwie wyczekiwana przez polityków PO. Platforma jest niczym piramida, którą spaja wyłącznie premier. W razie jego wyjazdu doszłoby do walki o władzę, a podziały i animozje mogłyby doprowadzić do końca PO w jej obecnym kształcie. I to był główny argument, który przekonał Tuska – swoisty platformerski patriotyzm.

Ale jest też w tej kalkulacji element wyłącznie wyborczy. Choć Donald Tusk dołuje w sondażach, to jest jedynym politykiem PO, który może wziąć na swe barki ciężar kampanii i zapewnić partii albo zwycięstwo, albo chociaż udział w koalicji rządzącej po wyborach w 2015 r.

Reklama
Reklama

Planując dekadę temu swoją polityczną strategię, polegającą na usuwaniu konkurentów z PO, Donald Tusk nie przewidywał, że w finale wpadnie w pułapkę – nie ma dziś w partii nikogo, kto mógłby go zastąpić. Doszedł bardzo wysoko, ale wyżej pójść nie może.

To był jeden z głównych dylematów Tuska – czy wyjechać do Brukseli, skazując Platformę na niechybną porażkę z PiS? Czy też pozostać premierem ?i szefem PO, licząc, że uda się po raz trzeci pokonać PiS w wyborach parlamentarnych?

Przez kilka miesięcy Tusk poważnie rozważał oba te rozwiązania i po cichu się do nich przygotowywał. W Platformie słychać żarty, że jedynie Grzegorz Schetyna rozumiał sens zmian w statucie PO, które w razie rezygnacji szefa Platformy ?z automatu przekazywały partię w ręce pierwszego wiceprzewodniczącego – czyli Ewy Kopacz. To był wariant opracowany na wypadek „emigracji" premiera.

Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Najgorsza jesień Jarosława Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Prezydent podniósł na duchu Polaków na Białorusi
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Mojsza jedność, czyli jak Karol Nawrocki przypomniał, co nas dzieli
Komentarze
Marsz Niepodległości: Ja Polak, ja łachmyta
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Komentarze
Bogusław Chrabota: O mądry patriotyzm
Materiał Promocyjny
Wiedza, która trafia w punkt. Prosto do Ciebie. Zamów już dziś!
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama