Bez względu na plany polityczne Radosława Sikorskiego czynienie sobie z opinii publicznej wroga nie jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza że jego zachowanie jest wyjątkowo zaskakujące. I to z kilku względów.
Po pierwsze, na poinformowanie opinii publicznej o niezwykle istotnym wydarzeniu, czyli zadziwiającej ofercie Władimira Putina złożonej Donaldowi Tuskowi, marszałek wybrał amerykański portal Politico. Przez sześć lat Polacy nie znali więc prawdy o spotkaniu Donalda Tuska z Putinem. I po drugie – gdy sprawą zainteresowali się dziennikarze, marszałek oznajmił beztrosko, że niejasności związane z publikacją wyjaśnił w wywiadzie dla jednego z polskich portali. Dziennikarzy, którzy na konferencji prasowej chcieli zadać mu szczegółowe pytania, brutalnie odepchnęli funkcjonariusze straży marszałkowskiej.
Były szef MSZ to osobowość skomplikowana. Jako współautor programu Partnerstwa Wschodniego ma sporo zasług dla rozmontowywania imperium budowanego przez Putina. Tyle że ma on też drugie oblicze – politycznego aroganta. Lubi błyskotliwe i radykalne tezy, które wywołują silne emocje. Mogli się o tym przekonać ci, którzy zapoznali się ze stenogramami jego rozmów nagranych w słynnej warszawskiej restauracji. Sęk w tym, że teraz nie mamy do czynienia z podsłuchem prywatnej rozmowy, lecz świadomą arogancją przedstawiciela władzy, za którą Platformie Obywatelskiej przyjdzie jeszcze zapłacić.
Przeprosiny premier Ewy Kopacz i samego Sikorskiego są oczywiście potrzebne. Ale lekcja płynąca z tej historii jest wyjątkowo smutna. Okazuje się bowiem, że gdy politykom spadają maski, wyzierają zza nich pogarda i lekceważenie dla obywateli. Premier Kopacz zapewniającej o swej bezpośredniości i byciu blisko ludzi będzie bardzo trudno naprawić ten błąd.