Gdy w ubiegłym tygodniu ujawniliśmy w „Rz”, że szef MON Tomasz Siemoniak zakazał chowania na Wojskowych Powązkach komunistycznych generałów, rozstrzeliwać medialnie zaczęła go lewica. Posądziła go nawet o deptanie podstaw europejskiej cywilizacji. Jej argumenty są jednak tak mocno oderwane od merytoryki i zdrowego rozsądku, że trudno uznać je za zagrania w grze o Powązki. To zwykle faule w obronie komunistycznego betonu.
Przypomnijmy. Przed 24 września, czyli dniem wydania decyzji Siemoniaka, miejsce na Wojskowych Powązkach przysługiwało każdemu, kto miał stopień generał, był odznaczony Orderem Krzyża Wojskowego lub Virtuti Militari. Minister zdecydował, że pochówek na tym cmentarzu będzie wciąż przysługiwał generałom, jednak tylko mianowanym przez prezydenta RP, a nie np. Radę Państwa PRL. Posiadanie któregoś z najwyższych orderów również będzie się liczyć tylko w przypadku odznaczenia przez prezydenta wolnej Polski.
Najpierw Siemoniaka zaatakował rzecznik SLD Dariusz Joński. Jego zdaniem żołnierzy nie można dzielić na lepszych i gorszych w zależności od okresu zdobycia szlifów generalskich.
Później w dyskusję włączył się szef Twojego Ruchu Janusz Palikot. – To jest otwarcie puszki Pandory, którą prędzej czy później prawica będzie wykorzystywała do dzielenia państwa. Apeluję do Siemoniaka, aby wycofał się z tego głupiego rozporządzenia! – wykrzykiwał w Radiu Zet.
W sobotę w TVP Info szef SLD Leszek Miller zaczął nawet wkładać do trumny mającego się póki co dobrze gen. Mirosława Hermaszewskiego. – Pan generał nie będzie mógł spocząć w Alei Zasłużonych, bo szlify generalskie otrzymał w PRL – alarmował Miller.