Na początku chcę zastrzec, że nie uważam Komorowskiego za złego prezydenta. Choć jego początkowa diagnoza dotycząca braku zagrożenia ze strony Rosji okazała się błędna, to potem zaangażował się w walkę o integrację Ukrainy z Europą czy odbudowę polskiej armii. Wiele też zrobił na rzecz polskich rodzin. Radosław Sikorski też nie jest postacią błahą. Ma zasługi w tworzeniu polityki wschodniej Unii Europejskiej i przyciąganiu Ukrainy, Gruzji czy Mołdawii do Europy. To powiedziawszy, muszę stwierdzić: głównymi winowajcami swych porażek są oni sami.

Tymczasem Sikorski, by wytłumaczyć porażkę, kreśli wizję Polski jako państwa pełzającego stanu wyjątkowego z niedziałającymi służbami, prokuraturą, upadłymi mediami itp. Paradoksalnie po ośmiu latach rządów Platformy obraz naszego kraju przedstawiony przez wiceszefa tej partii jest bardziej krytyczny niż niejednego polityka opozycji. A jednak wbrew temu, co twierdzi były marszałek Sejmu, stracił on swe stanowisko nie z powodu przekleństw, którymi rzucał przy kieliszku. Sikorski w wywiadzie ani razu nie wspomniał o tzw. kilometrówkach. A to one wraz ze słonymi rachunkami za obiad w luksusowej restauracji płaconymi z publicznych pieniędzy zdemolowały jego wizerunek. I odebrały coś, bez czego ciężko sprawować urząd – powagę.

Komorowski z kolei przedstawia Polskę jako kraj mlekiem i miodem płynący, którego obywatele dali sobie wmówić, że nie żyją w „złotym wieku". W efekcie większość wyborców zamiast okazać Komorowskiemu i PO wdzięczność, zagłosowała przeciw niemu. Niczym polityczne niewiniątko urzędujący jeszcze szef państwa twierdzi, że miał nadzieję, iż prawda o jego dorobku obroni się sama, a tymczasem padł on ofiarą zmasowanej akcji „czarnego piaru, demolowania wizerunku i niszczenia godności".

Szkoda, że Komorowski nie potrafi dostrzec win i arogancji własnego obozu politycznego, który Polacy postanowili ukarać. Oburza się, że przeciwnikom udało się „przykleić" go do Platformy. Komorowski nie chce pamiętać, że przez całą kadencję żyrował wszystkie decyzje rządu, z tą rujnującą system emerytalny na czele.

W jednym z wywiadów przed pierwszą turą wyborów Komorowski powiedział, że nie boi się porażki, bo jeszcze nigdy w swej karierze politycznej nie przegrał. To widać. Bo przegrywać też trzeba umieć.