Sędziowie zebrali się w jej sprawie, aby podjąć decyzję, blisko 600 dni po zakończeniu olimpijskiej rywalizacji, ale wyroku wciąż nie ma. Kolejną próbę juryści z Lozanny podejmą w najbliższych dniach. Niezależnie od rezultatu wielu już dziś mówi o porażce systemu - także antydopingowego.
Walijewa była pierwszoplanową postacią największego skandalu ubiegłorocznych igrzysk w Pekinie. Dzień po tym, jak 15-letnia wówczas łyżwiarka pomogła swojej reprezentacji zdobyć złoto w konkursie drużynowym, okazało się, że miała pozytywny wynik testu dopingowego z próbki, którą pobrano od niej kilka tygodni wcześniej podczas mistrzostw kraju.
Wyniki badania dostała późno, więc CAS pozwolił jej jeszcze na udział w konkursie indywidualnym, ale młoda zawodniczka ugięła się pod ciężarem oskarżeń oraz presji i zajęła czwarte miejsce. Nie pomogły przesłuchania, a zapewne także chłodne podejście wymagającej trenerki Eteri Tutberidze.
Co wykryto w organizmie Kamili Walijewej
Zakazana w zawodowym sporcie trimetazydyna, którą wykryto w jej organizmie - wspomaga układ krążenia oraz przyspiesza regenerację, ma działanie podobne do meldonium - jest także środkiem stosowanym przy chorobie niedokrwiennej serca, więc Rosjanie tłumaczyli, że zawodniczka zakazaną substancję przyjęła nieświadomie, bo zawierał ją lek na dusznicę, który stosował dziadek Walijewej.
Dziś Tutberidze rozwija linię obrony, bo podczas wywiadu dla kanału Comment Show wspomina, że w trakcie mistrzostw Rosji jej łyżwiarka jadła także lody, które dostała od wolontariuszy, a jeden z masażystów zaparzył jej herbatę. - To wszystko, co się wydarzyło, bardzo ją zmieniło. Dziś już nikomu nie ufa i niczemu nie wierzy - mówi.