Boston Bruins zdobyli Puchar Stanleya

NHL. Bruins wygrali w Vancouver z Canucks 4:0 i zdobyli Puchar Stanleya

Publikacja: 17.06.2011 00:38

Bramkarz Bruins Tim Thomas z nagrodą dla MVP finału

Bramkarz Bruins Tim Thomas z nagrodą dla MVP finału

Foto: AFP

To był siódmy mecz finałowej serii, w poprzednich wygrywali gospodarze. Przed decydującym starciem wydawało się więc, że bliżej pierwszego w historii klubu mistrzostwa ligi są hokeiści z Vancouver. Wspierało ich 20 tysięcy ludzi w Rogers Arena i ponad 100 tysięcy na ulicach miasta.  Bruins jednak poradzili sobie z presją, zwyciężyli w paszczy lwa i piąty raz (poprzednio w 1972 roku) sięgnęli po tytuł.

Wygrali w przekonującym stylu, wkładając w mecz więcej zdrowia i determinacji niż ich rywale. Przeszkadzali im na całym lodowisku, przecinali podania, zabierali krążek, a sami – kiedy go przejęli – od razu stwarzali zagrożenie. Wiadomo było, że bardzo ważny będzie pierwszy gol. Padł w 15. minucie: pod bandą wywalczył krążek pierwszoroczniak Brad Marchand,  podał go pod bramkę Canucks, a tam nastawił kij Patrice Bergeron. Krążek trafił  w słupek i wpadł  do siatki. Roberto Luongo nie zdążył nawet zareagować.

Po drugiej tercji było już 3:0. Najpierw Marchand objechał bramkę i wcisnął krążek tuż przy słupku, a potem – przy liczebnej przewadze Canucks – uciekł Bergeron i wjechał z krążkiem do bramki  Luongo. Ostatecznie dobił gospodarzy Marchand, strzelając pod poprzeczkę opuszczonej  przez Luongo bramki. Była 58. minuta meczu.

Dopiero wtedy zgromadzone przed telebimami tłumy zaczęły opuszczać ulice Vancouver. Nie wszyscy poszli  do domów.  Część wyładowywała frustrację, niszcząc sklepy i podpalając samochody. Policja użyła gazu łzawiącego.

Puchar Stanleya znów zdobył klub z siedzibą w USA, ale zakochani w hokeju i tęskniący za tym trofeum kibice Vancouver  Canucks nie powinni rozpaczać. Wystarczy spojrzeć na kadrę Bruins, aby się przekonać, że zdecydowana większość zawodników drużyny z Bostonu to Kanadyjczycy. Słowem: to bardziej kanadyjski zespół niż Canucks.

FINAŁ  (do 4 zwycięstw)

• Siódmy mecz: Vancouver Canucks – Boston Bruins 0:4 (0:1, 0:2, 0:1). Bramki: P. Bergeron (15, 38) i B. Marchand (33, 58).

Stan rywalizacji 3-4. Tytuł dla Bostonu

Finałowa seria (Canucks – Bruins): 1:0, 3:2 (po dogr.), 1:8, 0:4, 1:0, 2:5, 0:4.

Droga Bruins w play-off do finału

I runda: 4-3 z Montreal Canadiens;

II runda: 4-0 z Philadelphia Flyers;

III runda: 4-3 z Tampa Bay Lightning.

To był siódmy mecz finałowej serii, w poprzednich wygrywali gospodarze. Przed decydującym starciem wydawało się więc, że bliżej pierwszego w historii klubu mistrzostwa ligi są hokeiści z Vancouver. Wspierało ich 20 tysięcy ludzi w Rogers Arena i ponad 100 tysięcy na ulicach miasta.  Bruins jednak poradzili sobie z presją, zwyciężyli w paszczy lwa i piąty raz (poprzednio w 1972 roku) sięgnęli po tytuł.

Wygrali w przekonującym stylu, wkładając w mecz więcej zdrowia i determinacji niż ich rywale. Przeszkadzali im na całym lodowisku, przecinali podania, zabierali krążek, a sami – kiedy go przejęli – od razu stwarzali zagrożenie. Wiadomo było, że bardzo ważny będzie pierwszy gol. Padł w 15. minucie: pod bandą wywalczył krążek pierwszoroczniak Brad Marchand,  podał go pod bramkę Canucks, a tam nastawił kij Patrice Bergeron. Krążek trafił  w słupek i wpadł  do siatki. Roberto Luongo nie zdążył nawet zareagować.

Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu
Inne sporty
Rusza Grand Prix na żużlu. Bartosz Zmarzlik w pogoni za piątym złotem
Inne sporty
Polacy zaczynają mistrzostwa świata w cheerleadingu. Nadzieje są duże
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej