Wracają pomodlić się za kolegów

Ilekroć tu jestem, całkowicie się rozklejam – zdradza „Rz” były więzień Stanisław Krzek (numer obozowy 7941)

Publikacja: 28.01.2010 03:59

Według najnowszych szacunków historyków w Auschwitz-Birkenau zginęło ok. 1,1 mln ludzi

Według najnowszych szacunków historyków w Auschwitz-Birkenau zginęło ok. 1,1 mln ludzi

Foto: PAP, Grzegorz Momot Grz Grzegorz Momot

Setki fotoreporterów, kamerzystów i dziennikarzy. Prezydent, premier, ministrowie, parlamentarzyści i zagraniczni goście. Długie kolumny czarnych limuzyn, agenci służb bezpieczeństwa, ochroniarze i kilkuset policjantów nadzorujących ruch. Namioty z cateringiem, podgrzewane podłogi dla VIP i oświetlenie. Obchody 65. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz to gigantyczne organizacyjne i medialne przedsięwzięcie.

[wyimek]Śmierć towarzyszyła mi przez cały pobyt w obozie - Tadeusz Sobolewicz, były więzień[/wyimek]

Niestety, często w całym tym zamieszaniu giną główni bohaterowie uroczystości. Byli więźniowie. Starsi ludzie z pasiastymi biało-niebieskimi chustami narzuconymi na plecy, którzy przywożeni są pod bramy obozu autokarami. Często pozostają niezauważeni przez reporterów biegających za biorącymi udział w obchodach politykami. A przecież czas upływa nieubłaganie i za kilkanaście lat rocznice wyzwolenia Auschwitz będą odbywały się już bez nich.

– Jestem twardym facetem. Łatwo się nie wzruszam. Ale ilekroć tu jestem, całkowicie się rozklejam – mówi Stanisław Krzek (numer obozowy 7941). Do obozu trafił za „sabotaż” w 1942 r. – Po co regularnie przyjeżdżam na uroczystości? Chcę podziękować Bogu, że przetrwałem, i pomodlić się za kolegów, którzy nie mieli tego szczęścia. Nam nie zależy na rozgłosie, na uwadze mediów czy kamerach, powracamy do Auschwitz dla tych, którzy zostali tu na zawsze. To przecież mogliśmy być my.

Za drutami dotrwał do końca wojny, przenoszono go do rozmaitych obozów. Zaznał w nich przemocy, głodu, upokorzeń. Pracował w kamieniołomach. – Niemcy co pewien czas robili przegląd więźniów. Ci, którzy byli wyczerpani pracą, otrzymywali śmiertelny zastrzyk. Pewnego razu esesman przyjrzał mi się i powiedział do kolegi: „zostaw, on się jeszcze przyda”. Traktowali nas jak konie pociągowe – opowiada.

[srodtytul]Czas zezwierzęcenia[/srodtytul]

– Jadłem ludzkie mięso. Koledzy zawołali mnie kiedyś w kąt baraku, gdzie gotowali jakieś ochłapy. Byłem tak straszliwie głodny... Ulegliśmy całkowitemu zezwierzęceniu. Niemcy doprowadzili nas do ostateczności. Kto tego nie doświadczył osobiście, nigdy nas nie zrozumie – opowiada Tadeusz Sobolewicz (numer 23 053). Żołnierz ZWZ, który do Auschwitz trafił w 1941 r. w wyniku wsypy. Na gestapo załamała się łączniczka z Warszawy i wpadło kilkadziesiąt osób z organizacji.

Sobolewicz, podpierając się laską, pokonuje zaspy przed wejściem do muzeum znajdującego się dziś na terenie Auschwitz. W oddali widać druty rozpięte między betonowymi słupami i wieżyczki strażnicze. – Gdy po latach wracam do tego miejsca, przed oczami staje mi śmierć. Towarzyszyła mi przez cały pobyt w obozie – mówi.

Widział, jak kapo rozpłatał czaszkę więźnia, któremu wypadł z rąk i rozdarł się ciężki worek cementu. Ludzkie życie okazało się mniej cenne niż kilka garści budowlanego materiału. Innym razem był świadkiem, jak esesman zerwał czapkę z głowy więźnia, który zapomniał jej zdjąć na jego widok. Rzucił ją poza linię, której nie mogli przekraczać osadzeni i kazał sobie przynieść. Gdy tylko więzień poszedł w tamtą stronę, strzelił mu w plecy. Więzień zginął „podczas próby ucieczki”, a Niemiec dostał nagrodę i dwa dni urlopu.

– Jestem z Poznania, znam niemiecki. Dali mi więc pracę przy odbieraniu transportów Żydów. Miałem spisywać dane ludzi idących do gazu.

– Wiedzieli, co ich czeka?

– Skądże. Byli pewni, że idą pod prysznice. Że trafili do obozu pracy. Część się uśmiechała.

– Były wśród nich dzieci?

– Bardzo dużo. Kilkuletnie, niemowlęta. Wszyscy ci ludzie przechodzili przede mną na kilka chwil przed śmiercią.

– Straszna praca.

– Najgorsza. Wolałem już chyba wynosić trupy.

[srodtytul]Łączniczka z łopatą[/srodtytul]

Zofia Figlerowicz-Kończak (numer 61 346) znalazła się w obozie w 1943 r. Była łączniczką ZWZ. Drobną, słabą dziewczyną z dobrego domu. W obozie wcielono ją do komanda regulującego brzegi pobliskiej rzeki. Przed samym wyzwoleniem musiała zaś niwelować grunt w miejscu, w którym znajdowały się krematoria. Kilkanaście godzin wyczerpującej pracy dziennie. Nie wytrzymywali tego nawet mężczyźni w sile wieku.

– Przemoc, upokarzanie i głód. To wszystko dzieliłyśmy razem z mężczyznami – opowiada. – Dla kobiet wyjątkowo dotkliwe były straszliwe warunki sanitarne. Woda była tak trudna do dostania jak jedzenie. Cały czas chodziłyśmy brudne. Gdy chorowałam na tyfus, strącałam sobie z twarzy całe warstwy wszy. Czy pan wie, że kobiety w Auschwitz przez cały pobyt w obozie nie miały menstruacji? Podobno dodawali nam coś do jedzenia.

Na obchody przyjechała z mężem z Gliwic. Gdy rozmawiamy, podchodzi policjant i karze im przestawić samochód z chodnika. Na ulicy, choć jest bardzo szeroka, też nie można zaparkować, „bo zaraz może jechać rządowa delegacja i auto będzie przeszkadzać”.

Do rozmowy wracamy po chwili. – Codziennie oglądałam pod barakami góry trupów. Ludzi zmarłych na tyfus i zakatowanych przez esesmanów.

Wychudzone, poplątane ze sobą ludzkie członki, rozbite czaszki i martwe szkliste oczy. Minęło 65 lat od końca tego koszmaru, a ten widok nadal mnie prześladuje. Póki żyję, będę tu jednak przyjeżdżać – zapewnia Zofia Figlerowicz-Kończak.

[ramka][srodtytul]Historia[/srodtytul]

KL Auschwitz-Birkenau – największy hitlerowski obóz koncentracyjny i zagłady – został założony na podstawie rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera z 27 kwietnia 1940 roku. Jego pierwszym komendantem został Rudolf Höss. Po nim tę funkcję pełnili kolejno Arthur Liebehenschel i Richard Baer. Początkowo do obozu trafiali więźniowie polityczni i jeńcy wojenni. W 1941 roku dokonano w nim pierwszej próby uśmiercania ludzi za pomocą gazu – cyklonu B.

Od 1942 roku hitlerowcy przekształcili obóz w ośrodek masowej eksterminacji. Masowo mordowano w nim Żydów w ramach tzw. ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Większość z nich kierowano bezpośrednio z transportów, bez rejestracji i ewidencji, do komór gazowych.

Według najnowszych szacunków historyków w Auschwitz-Birkenau zginęło ok. 1,1 mln ludzi. 90 proc. tej liczby stanowią Żydzi. Kolejne największe grupy ofiar to Polacy, Cyganie i jeńcy sowieccy.

[i]—js[/i][/ramka]

Setki fotoreporterów, kamerzystów i dziennikarzy. Prezydent, premier, ministrowie, parlamentarzyści i zagraniczni goście. Długie kolumny czarnych limuzyn, agenci służb bezpieczeństwa, ochroniarze i kilkuset policjantów nadzorujących ruch. Namioty z cateringiem, podgrzewane podłogi dla VIP i oświetlenie. Obchody 65. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz to gigantyczne organizacyjne i medialne przedsięwzięcie.

[wyimek]Śmierć towarzyszyła mi przez cały pobyt w obozie - Tadeusz Sobolewicz, były więzień[/wyimek]

Pozostało 93% artykułu
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater