Gdy dwaj ludzie powiadomili władze Wałbrzycha o znalezieniu pociągu ze skarbami ukrytego przez hitlerowców pod koniec II wojny, żądając 10 proc. wartości jako znaleźnego, początkowo wydawało się, że jest to wiadomość typowa dla sezonu ogórkowego.
Jednak sprawa jest bezprecedensowa, dotychczas w Polsce największymi obiektami, jakie zgłaszali odkrywcy, były auta, czołgi z okresu II wojny, wraki samolotów czy działa. Tym razem chodzi o cały pociąg. W imieniu odkrywców, Polaka i Niemca, którzy pozostają anonimowi, zawiadomienie sformułowała kancelaria prawna.
Sprawa została przekazana ministerstwom: Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Obrony Narodowej, Skarbu Państwa i Finansów. Wojewoda dolnośląski Tomasz Smolarz powołał sztab kryzysowy składający się z przedstawicieli policji, straży pożarnej, wojska i specjalistów od ochrony środowiska. Tak więc – z obowiązku – gorączka złota dosięgnęła także urzędników.
Ciuciubabka
Zakaz wstępu do lasu dla poszukiwaczy skarbów, a miejsce domniemanego ukrycia „złotego pociągu" zbada najpierw wojsko – takie są pierwsze ustalenia zespołu zarządzania kryzysowego. To echo piątkowej konferencji prasowej Piotra Żuchowskiego, generalnego konserwatora zabytków, który przyznał, że widział zdjęcie z georadaru ze znajdującym się w tunelu pancernym pociągiem.
Prezydent Wałbrzycha za pośrednictwem wojewody skieruje wniosek do Ministerstwa Obrony Narodowej o przeprowadzenie „czynności rozpoznawczych" z użyciem georadaru. Urzędników czeka też analiza dokumentów, które trafiły do wałbrzyskiego magistratu. A te, jak zaznaczył wojewoda, na razie nie pozwalają na jednoznaczne potwierdzenie znaleziska. – To zaledwie kilka stron, nieczytelne mapy, walor prawdopodobieństwa jest niewysoki – stwierdził Smolarz.