Sowiecka dywersja na wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej oraz powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów były preludium do masowych represji i mordów na Polakach podczas II wojny światowej.
Od chwili wybicia się Polski na niepodległość nasze wschodnie granice stanęły w ogniu podsycanym przez sowiecką Rosję. Celem było oderwanie Kresów od Rzeczypospolitej i choć zmieniały się metody, to w dwudziestoleciu międzywojennym polsko-sowieckie pogranicze nie zaznało spokoju. Od przełomu lat 20. i 30. w eskalację napięcia włączyła się Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, współpracująca z wywiadem niemieckim, ale infiltrowana przez NKWD.
Niewypowiedziana wojna
Odrodzenie Rzeczypospolitej po I wojnie światowej stanęło ością w gardle dwóm zaborczym imperiom – niemieckiemu i rosyjskiemu. To, że Berlin i Petersburg przegrały Wielką Wojnę, a w obu krajach wybuchły rewolucje, które zmieniły porządek społeczny, dolało tylko oliwy do ognia. Wykorzystując chwilową niemoc militarną Rosji i Niemiec, Polska odzyskała zagrabione przez zaborców terytoria, choć nie wszystkie. I jeśli zachodnie granice ukształtowały się w toku zwycięskich powstań oraz wersalskich postanowień aliantów, to na wschodzie było inaczej. Bolszewicka Rosja nie zamierzała się pogodzić ani z odbudową Rzeczypospolitej, ani z wywalczonymi granicami. Nie chodziło tylko o terytoria, bo Polska była zaporą w eksporcie rewolucji do Niemiec, a potem całej Europy. Stąd decyzja Lenina o rozpoczęciu wojny z Warszawą, stąd także ogromny polski kompleks wśród bolszewików po jej przegraniu. Dlatego mimo podpisania w 1921 r. pokojowego traktatu ryskiego Kreml nie zaprzestał traktowania Polski jako wroga numer 1, podobnie jak nie zrezygnował z planów odwetowych. Z tym, że po zawarciu formalnego pokoju ciężar konfrontacji wzięły na siebie sowieckie służby specjalne, głównie wojskowe.
Strategia była prosta: destabilizować Kresy Wschodnie tak, aby zablokować ich rozwój ekonomiczny oraz zainspirować waśnie między Polakami, Białorusinami i Ukraińcami, aż do wywołania antypaństwowych powstań i oderwania Kresów od Polski. Nad takimi zadaniami od 1921 r. pracowały CzeKa i OGPU Feliksa Dzierżyńskiego, a szczególnie Razwiedupr – Zarząd Wywiadu Wojskowego. O ile czekiści stawiali na walkę wywiadowczą, a więc szpiegowską penetrację przeciwnika, o tyle wojskowi opowiedzieli się za tzw. aktywnym wywiadem, czyli szeroko rozumianą dywersją. W tym celu Razwiedupr zorganizował dwie specjalne szkoły dywersyjno-szpiegowskie w sowieckiej części Białorusi i Ukrainy. Ich adeptami byli miejscowi komuniści oraz Polacy, którzy poparli bolszewicki ład, stając się janczarami nowego systemu. Przeszkoleni przez tzw. czerwonych dowódców okresu wojny domowej, otrzymali zadanie zbrojnego przenikania na terytorium Polski i mordowania urzędników państwowych, policjantów, grabienia mienia i niszczenia własności prywatnej oraz dywersji ideologicznej. Ta ostatnia polegała na przyciąganiu sympatyków spośród miejscowej ludności w celu tworzenia zakonspirowanych jaczejek partii komunistycznej oraz komórek organizacji wojskowej, która uruchomiona w razie wznowienia regularnej wojny miała przekształcić się w czerwoną partyzantkę, niszczącą zaplecze polskiej armii. Taka koncepcja była zgodna z ówcześnie obowiązującą sowiecką doktryną wojskową, zakładającą prowadzenie szerokiej walki partyzanckiej podczas oczekiwanej zachodniej interwencji militarnej w ZSRR z udziałem Polski.
Jak to wyglądało w praktyce? Już w marcu 1921 r. Razwiedupr rozpoczął operację przerzucania przez granicę band dywersyjnych, które przystąpiły do zbrojnej destabilizacji Kresów. Do 1924 r. sowieckie oddziały dokonały ponad 200 napadów na urzędy, posterunki policyjne, majątki i spółdzielnie, które licznie powstawały w białoruskich i ukraińskich gminach rolniczych. Ponadto bandy zatrzymywały i rabowały pociągi oraz konwoje podatkowe. Do najgłośniejszych akcji należało spalenie posiadłości książąt Druckich-Lubeckich w powiecie grodzieńskim i zasadzka na polski oddział pościgowy, w wyniku której zginęło 10 polskich żołnierzy. Regularnie ofiarami zabójców padali policjanci z atakowanych posterunków granicznych. W 1924 r. banda 80 dywersantów opanowała powiatowe miasto Stołpce w województwie nowogródzkim, niszcząc dworzec kolejowy, starostwo, posterunek policyjny i więzienie, z którego uwolniono lokalnych komunistów. W napadzie zginęło 8 policjantów. W październiku tego samego roku bandyci napadli na pociąg, którym jechał wojewoda poleski Stanisław Downarowicz i dotkliwie go pobili. W listopadzie zaatakowany został pociąg linii Brześć–Baranowicze, a bandyci zrabowali przewożone pieniądze skarbowe oraz ograbili pasażerów.