Przed dwoma laty sprzedaż herbaty za pośrednictwem e-sklepów była rzadkością. Do tej części rynku należało jedynie 8 proc. łącznego obrotu. Dziś zieloną herbatę coraz częściej i w chętniej zamawia się przez internet, a sprzedawcy robią co mogą, by klienci dostawali dokładnie to, czego sobie życzą.
Najświeższe listki herbaty zbiera się wczesną wiosną. 4 kwietnia w Chinach wypada w tym roku święto zmarłych, tzw. qingming, dzień sprzątania grobów. To znakomita okazja, by herbaty się napić z rodziną i by zostawić ją także w darze przodkom. Nic więc dziwnego, że internetowe sklepy, zarówno te największe jak Alibaba czy JD oraz mniejsze, robią wszystko, by to z ich oferty skorzystały miliony chętnych.
Żeby na herbacie zarobić, trzeba w możliwie efektywny sposób zagospodarować system zamówień i produkcji. Na miesiąc przed świętem qingming w internecie można znaleźć promocje oraz zapisy na nowe partie napoju. Serwis ju.suning z dumą informuje o sukcesie tegorocznej akcji. Od 9 marca w ciągu zaledwie 3 dni złożono 86,5 tys. zamówień o wartości 1,7 mln dolarów. Producenci herbaty mają możliwość zapoznania się z popytem i są w stanie dostosować tempo własnej produkcji.
Poza problemami związanymi z logistyką i pogodą (w tym roku późne opady śniegu krzyżowały szyki plantatorom) internetowe sklepy muszą pokonać także nieufnością klientów. Herbata lepszej jakości kojarzy się z zakupem dokonanym własnoręcznie w sklepie. Na tej zamówionej w sieci firma może oszukiwać, pakować listki, których nie wzięłoby się próbując na żywo.
Zamówienia na świeżą herbatę zapowiadają się na trend nie ustępujący popularnością kolejkom po nowe iPhone'y czy samochody Tesli. Wobec narastających kaprysów pogody internet może okazać się brakującym ogniwem usprawniającym wielowiekową tradycję.