Ukraińskie międzybranżowe stowarzyszenie Teplokommunenergo wydało ostrzeżenie, że w okresie świąt noworocznych ukraińskie miasta i miasteczka mogą pozostać bez ciepłej wody i ogrzewania z powodu kryzysu w branży. Przedsiębiorstwa ciepłownicze nie mają wystarczającej ilości gazu, dostarczanego przez państwowy holding Naftogaz Ukrainy.
Czytaj więcej
Rosja ma nową teorię w sprawie wysokich cen gazu na rynku Unii Europejskiej. To nie Gazprom je winduje, by wymusić zgodę na pracę Nord Stream 2, ale winna jest Ukraina i Polska.
Rząd w Kijowie zobowiązał wprawdzie firmę do dostaw po stałej cenie, ale nikt nie określił, ile taniego gazu koncern ma dostarczyć. Dlatego robi to sam Naftogaz, najczęściej w ilości niewystarczającej do zaspokojenia popytu. Za wszystko, co powyżej tej normy, elektrociepłownie muszą zapłacić wartość rynkową: ponad 45 hrywien (6,75 zł) za metr sześcienny.
Ukraińskie taryfy za dostawy ciepła dla ludności nijak się mają do horrendalnie wysokich cen na unijnym rynku błękitnego paliwa. Stąd duże ryzyko przykręcenia kurka dla konsumentów. Naftogaz zapewnia, że wywiązuje się z wszystkich umów. I to ciepłownicy nieuczciwe wykorzystują gaz, który kupują po cenach regulowanych: zamiast ogrzewać nim odbiorców indywidualnych, odsprzedają surowiec przedsiębiorstwom komercyjnym po wysokich cenach.
W tej sytuacji najwięcej do stracenia mają obywatele. O ile w wypadku dużych ośrodków miejskich władze zrobią wszystko, by uniknąć przerw w dostawach prądu i ciepła w czasie świąt, o tyle możliwe są „punktowe zamarzania" w małych miasteczkach i wsiach, gdzie część kotłowni zbankrutowała z powodu nieumiejętnego zarządzania.