Rz: Jednym z priorytetów rządu jest przerzucenie gospodarki na innowacyjne tory. Czy to dla Polski jedyna droga rozwoju?
Trudno – w przypadku innowacyjności – mówić o przerzucaniu. Innowacyjność to podstawa, ale i długotrwały proces, nie da się jednym ruchem przestawić na nowe tory, nie można też jej ogłosić. Niewątpliwie w Polsce konieczna jest zmiana sposobu myślenia. To przedsiębiorcy sami muszą być świadomi konieczności tych zmian. Z pewnością nie można firmom kazać ciężko wypracowanych zysków przeznaczać np. na badania i rozwój (B+R). Nie o to chodzi, by przedsiębiorcy na siłę szukali obszarów, w których mają stać się innowacyjni. Przedsiębiorcy doskonale znają swoje rynki i najlepiej wiedzą, jakie są ich przewagi i mankamenty. To stojący na czele firm liderzy sami muszą zdecydować, co dla nich jest najważniejsze, muszą stać się wizjonerami.
Pytanie tylko, czy wszyscy przedsiębiorcy są świadomi siły innowacji. Część postrzega ją jako konieczność poniesienia dodatkowych nakładów. I to zazwyczaj niemałych.
Trzeba uczyć się z przyszłości, a nie z przeszłości. Przedsiębiorca czuje, w jakim kierunku chce się rozwijać i gdzie nowa technologia jest w stanie mu pomóc zwiększyć jego konkurencyjność i przynieść zwrot z kapitału. Powiedzieliście panowie o nakładach. To pojęcie jednak nie współbrzmi z innowacyjnością, bo kojarzy się z czymś, co jest kosztem i ciężarem. A badania i rozwój to nie ma być ciężar, lecz inwestycja i wybieganie w przyszłość.
Ale nie każdy szef firmy jest wizjonerem. Co zrobić więc, by rozwijać biznes w innowacyjną stronę? Nie można przecież wskazać palcem menedżerów i powiedzieć, że teraz oni będą odpowiedzialni za innowacje.