Poprzedni tydzień niewiele poprawił nastroje inwestorom giełdowym. Co prawda nie był tak fatalny jak wcześniejszy, gdy większość indeksów straciła 4 – 5 proc., ale i tak większość rynków zakończyła go pod kreską.
Na tym tle pozytywnie wyróż -niały się jedynie giełdy południowoamerykańskie, przede wszystkim argentyńska, która wszystkie pięć sesji zyskiwała na wartości. Mimo odbicia, które należy traktować jako odreagowanie wcześniejszych, głębokich spadków, parkiety z tego regionu świata wciąż są jednak jednymi z najsłabszych wśród rynków wschodzących w tym roku.
Niechęć do akcji i innych ryzykownych aktywów, przede wszystkim walut, to przede wszystkim zasługa wciąż nierozwiązanych problemów strefy euro. Co prawda w poprzednim tygodniu problemy Grecji nie były już tematem pierwszoplanowym (rynki czekają na wyniki czerwcowych wyborów, które mogą wyłonić nowy rząd), jednak rolę tego kraju w straszeniu inwestorów przejęła Hiszpania. Było to szczególnie widoczne w piątek, gdy informacje o problemach Katalonii (najbogatszy region Hiszpanii) z obsługą zadłużenia skutkowały gwałtowną wyprzedażą akcji na całym globie.
Problemy eurolandu mają szczególne znaczenie dla postrzegania takich giełd jak warszawska, praska czy budapeszteńska. Gospodarki państw Europy Środkowo-Wschodniej są mocno związane z gospodarkami Europy Zachodniej. Spowolnienie w tej części naszego kontynentu (czwartkowe odczyty wskaźników koniunktury PMI?nie pozostawiły wątpliwości, że na Zachodzie nadciąga kryzys) już zaczyna mieć negatywny wpływ na dane makro z Polski czy Czech (gospodarka tego kraju w I?kwartale zaczęła się kurczyć).
Mniejszy popyt w Europie nie pomaga również chińskiej gospodarce, której siła opiera się na eksporcie, a w mniejszym stopniu na popycie wewnętrznym, mimo że władze starają się go stymulować. Brak zleceń powoduje, że nastroje tamtejszych przedsiębiorców się pogarszają, co rzutuje na zachowanie się indeksów giełdowych.