Kiedy inwestorzy indywidualni martwili się fiskalnym armageddonem, ich uwaga była skupiona na wyborach prezydenckich i globalnej gospodarce zbliżającej się do prędkości przeciążenia, czyli 2-proc. tempa rozwoju, (poniżej którego następuje niekontrolowany spadek), stratedzy zajęci byli prognozami przewidującymi znaczący wzrost kursów akcji.
Na jakiej podstawie je sformułowali? Uważają, że kondycja gospodarki Stanów Zjednoczonych poprawia się o czym świadczy rysujące się ożywienie na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Liczą na wzrost zysków firm, tańszy pieniądz z Rezerwy Federalnej i ogólne poczucie, że żaden z najgorszych scenariuszy nie zostanie zrealizowany.
- Na pierwszy rzut oka, z uwagi na mnogość czynników niepewności, wydawało się, że to niewłaściwa pora na określenie przyszłorocznych celów i perspektyw – twierdzi Sam Stovall, główny strateg rynku akcji w Standard&Poor's/Capital IQ. Podkreśla jednak, że większość z tych niepewności towarzyszy inwestorom od pewnego czasu i obecnie przez wielu są postrzegane raczej jako problemy możliwe do rozwiązania niż przeszkody, których należy się obawiać. On prognozuje, że na koniec 2013 roku indeks szerokiego rynku Standard&Poor's500 osiągnie wartość 1550 pkt, 11 proc. powyżej obecnego poziomu.
Adam Parker, główny strateg banku Morgan Stanley, przewidywał, że S&P 500 w tym roku obsunie się w stosunku do 2011 r. do 1167 pkt, ale ten scenariusz nie ma praktycznie szans realizacji, bo nie zanosi się na gigantyczny spadek notowań. Ten analityk zmienił tez zdanie na temat tego co się stanie w przyszłym roku. Spodziewa się skromnego rajdu, którego motorem mają być wielkie dywidendowe spółki, odbicie w Chinach, a także rosnące zyski.