– Nie wykluczam nawet nieznacznego wzrostu – mówił dyplomata jednego z krajów UE. Dla polskiego rządu oznacza to względnie bezpieczną, choć bez 100-procentowych gwarancji, sytuację w polityce spójności. W listopadzie zaproponowano nam 72,4 mld euro na ten cel, co – według obecnego kursu – oznacza ok. 300 mld zł. A tę kwotę premier Donald Tusk wymieniał jako cel negocjacyjny Polski jeszcze w czasie kampanii wyborczej w 2011 roku. W sensie politycznym byłoby to więc wypełnienie obietnic, a przy okazji premier mógłby argumentować, że to większa kwota niż 68 mld euro w obecnym budżecie 2007–2013.
– Jedziemy z przekonaniem, że punkt wyjścia został dobrze przygotowany, że te wymarzone przez Polskę 300 mld zł w ramach polityki spójności leży w zasięgu naszych możliwości – mówił w czwartek premier przed wylotem do Luksemburga. Spotykał się tam z premierem Jean Claude Junckerem, najdłużej urzędującym szefem rządu w UE i najbardziej doświadczonym uczestnikiem unijnych szczytów, którego talenty negocjacyjne niejednokrotnie były wykorzystywane w budowaniu unijnych sojuszy.
W czwartek przed południem Donald Tusk będzie już w Brukseli, gdzie ma zaplanowane osobne rozmowy z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem oraz przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barroso. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu dojdzie też do spotkania grupy przyjaciół polityki spójności, której nieformalnie przewodniczy Polska. To grono krajów korzystających z funduszy unijnych, które wspólnie zabiegały o niedokonywanie cięć budżetowych ich kosztem.
Francja zyska. A Polska?
Nieco mniej bezpieczna wydaje się część dotycząca polityki rolnej. Ogólna kwota 372 mld euro nie zostanie zmniejszona, wcale jednak nie są pewne udziały poszczególnych krajów w Funduszu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Już w ostatniej propozycji Hermana Van Rompuya polskie rolnictwo traciło około 3,1 mld euro. Nie jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę realny spadek wydatków na tę dziedzinę w całej Unii. Problem polega jednak na tym, że liczba 30,6 mld euro dla Polski wcale nie musi być ostateczna.
– Kraje, które finansują rabat brytyjski, muszą dostać jakąś kompensatę w innym miejscu – wyjaśnia dyplomata w Brukseli. Co to oznacza? Otóż głównym finansującym brytyjską ulgę jest Francja. Wiadomo więc, że będzie oczekiwała więcej pieniędzy w polityce rolnej. Ponieważ nie da się już zmienić poziomu dopłat bezpośrednich, to nastąpią poszukiwania pieniędzy w funduszu rozwoju obszarów wiejskich, z potencjalną szkodą dla Polski, która jest największym beneficjentem tego instrumentu finansowego – 13,9 proc. FROW idzie do naszego kraju.
Zaniepokojony tym jest już koalicyjny PSL, który zauważył, że premier do tej pory koncentrował się na polityce spójności. – Zwracamy się z prośbą, żeby w końcowej fazie negocjacji pamiętał pan o interesach polskich rolników i społeczności wiejskiej – napisali europosłowie PSL Czesław Siekierski i Jarosław Kalinowski w liście do premiera. Apelują, aby sprzeciwił się on ewentualnej obniżce środków na fundusz rozwoju obszarów wiejskich oraz wywalczył możliwość uzupełniania dopłat bezpośrednich dla rolników pieniędzmi z budżetu krajowego.