Dyskusja o przyszłości unijnej polityki spójności nabiera tempa. Głos zabrali eksperci z londyńskiego instytutu Open Europe. Proponują, by z funduszy strukturalnych korzystały jedynie państwa, w których DNB lub PKB (per capita) nie przekracza 90 proc. średniej unijnej. Taka reguła obowiązuje obecnie w odniesieniu do Funduszu Spójności. W efekcie zamiast do 27 krajów wsparcie trafiałoby jedynie do 14 państw (głównie tzw. nowej Europy). Wyłączeni byliby z niego wszyscy płatnicy netto do wspólnej kasy.
Eksperci z Open Europe podkreślają, że w ten sposób wsparcie trafiałoby do najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej, gdzie przynosi największe efekty. Większość krajów (22 – 23) płaciłaby też niższe składki na politykę spójności, gdyż jej budżet byłby znacznie niższy. Pula na lata 2007 – 2013 nie wynosiłaby, tak jak obecnie, 347,1 mld euro, lecz jedynie 199,9 mld euro. Ponadto spadłyby koszty administrowania, gdyż pieniądze nie krążyłyby od bogatszych krajów do Brukseli i z powrotem. W takim systemie przez siedem lat najwięcej zaoszczędziłyby: Francja (12,1 – 12,8 mld euro, w zależności od wskaźnika DNB lub PKB) i Wielka Brytania (4,6 – 5,1 mld euro). To wyjście naprzeciw ich oczekiwaniom, że budżet na politykę spójności po 2013 r. zostanie okrojony w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej (336 mld euro). Z 27 krajów straciłyby jedynie: Hiszpania, Grecja, Włochy, Cypr i Słowenia (ale tylko przy DNB). Wśród odbiorców netto najbardziej zyskałaby Polska. Przy tych samych 67 mld euro wpłacałaby do wspólnej kasy około 4,5 mld euro mniej.
Mimo to pomysł nie wzbudza zachwytu w Polsce. – Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to świetna propozycja. Tak jednak nie jest – ocenia Jerzy Kwieciński, ekspert BCC. – Polityka spójności stałaby się polityką dla „biedaków", a nie rozwojową, jak jest teraz – dodaje.
– Wyłączenie płatników netto oznaczałoby, że traci ona europejski wymiar – wtóruje Marzena Chmielewska z PKPP Lewiatan. – Mielibyśmy grupę relatywnie słabszych państw, korzystających ze środków europejskich, i grupę państw silniejszych, które nie interesują się tym, co w polityce spójności się dzieje, chociaż płacą składki do budżetu. Oznaczałoby to nieuchronną marginalizację tej polityki.
Entuzjazmu nie przejawia też rząd. – Polityka spójności powinna się koncentrować na biedniejszych regionach, ale nie powinna się do nich ograniczać. Jest częścią europejskiej strategii wychodzenia z kryzysu gospodarczego. Takie podejście zapewnia, że takie kraje, jak Francja, Włochy czy Niemcy, nie będą postulować radykalnych cięć w jej budżecie, a to ma kluczowe znaczenie dla zachowania dużej koperty pieniędzy dla Polski w latach 2014 – 2020 – mówi „Rz" Mikołaj Dowgielewicz, wiceminister spraw zagranicznych. a