Właściciele lombardów przyznają, że w ostatnim czasie mają o ok. 20 proc. więcej klientów niż rok wcześniej. Mimo że pożyczając w nich pieniądze, trzeba się liczyć z oprocentowaniem rzędu nawet 200 proc. rocznie. Zwykle jest to poziom ok. 10 proc. tygodniowo.

W lombardzie można też pożyczyć pieniądze pod zastaw – najczęściej biżuterii czy sprzętu elektronicznego. Zdarzają się także transakcje pod zastaw samochodów czy nieruchomości. Uzyskać można pożyczkę o wysokości do 70 proc. wartości zastawianego przedmiotu. Jednak jak przyznają właściciele lombardów, dominują raczej mniejsze transakcje, dlatego trudno mówić o konkurowaniu o klientów z bankami.

Jednak ponieważ banki usztywniły politykę kredytową, to w lombardach klientów nie brakuje. Wielu dopiero na miejscu dowiaduje się, że stara rodzinna pamiątka to nieudolna kopia, a wielkie brylanty w pierścionkach zaręczynowych okazują się cyrkoniami. Właściciele lombardów przyznają, że mają teraz znacznie więcej transakcji, po których zastawiony przedmiot nie jest wykupywany. Jeszcze kilka lat temu było ich najwyżej kilka procent, dziś nawet 20–30 proc.

W Polsce nadal dokładnie nie wiadomo, ile działa lombardów. Tego typu działalność nie jest w żaden specjalny sposób licencjonowany, zaś rejestru lombardów nie prowadzi Komisja Nadzoru Finansowego, a danych o ich liczbie nie ma też GUS. Szacunki mówią o kilku tysiącach tego typu placówek.