Polityka a zysk NBP

Zmiana zasad rachunkowości banku centralnego tylko po to, aby zwiększyć kwotę zysku przekazywaną do budżetu, jest bardzo złym pomysłem -

Publikacja: 06.04.2010 03:13

Polityka a zysk NBP

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski Szymon Łaszewski

Red

Jednym z najżywiej dyskutowanych ostatnio publicznie problemów jest konflikt, jaki powstał na tle podziału, a właściwie sposobu ustalania wielkości zysku Narodowego Banku Polskiego. Stronami tego konfliktu są, z jednej strony, prezes Narodowego Banku Polskiego oraz sprzyjający mu członkowie Rady a pozostałą jej częścią i rządem - z drugiej strony.

Konflikty pomiędzy rządem a NBP w przeszłości już się zdarzały, co nie może dziwić, gdyż perspektywy patrzenia na kwestie ekonomiczne ze strony rządu i banku centralnego różnią się. Nowością jest natomiast upublicznienie sporu wewnątrz RPP. Jakiekolwiek będą losy tego konfliktu, jedno nie ulega kwestii; prestiż Polski oraz jej wiarygodność na międzynarodowych rynkach finansowych ucierpi, co przyniesie wymierne straty chociażby w postaci w wyższego oprocentowania skarbowych papierów wartościowych.

[wyimek]Przez konflikt o zysk NBP ucierpi prestiż Polski oraz jej wiarygodność na międzynarodowych rynkach finansowych[/wyimek]

Te obawy są tym bardziej uzasadnione, że toczony spór ma w istocie rzeczy charakter polityczny. Świadczą o tym chociażby widoczne podziały w Radzie, które przebiegają nie według różnic w poglądach ekonomicznych, ale według politycznych sympatii członków Rady. Jeżeli, wbrew głoszonym od lat poglądom, prof. J. Winiecki skłania się w kierunku luzowania polityki pieniężnej zaś prof. A. Kazimierczak przyjmuje bardziej jastrzębie nastawienie, to raczej mało prawdopodobna jest metamorfoza ich poglądów ekonomicznych – przyczyn tej zmiany należy doszukiwać się w dążeniu do wyjścia naprzeciw oczekiwaniom ich politycznych promotorów.

[srodtytul]Źródła konfliktu[/srodtytul]

Konflikt, jaki rozgrywa się na oczach opinii publicznej ma skomplikowane przyczyny i wiele różnych aspektów. Pewne kwestie wymagają zatem wyjaśnienia.

Wprawdzie wszyscy wiedzą, że idzie o pieniądze, ale w praktyce występuje wiele nieporozumień. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że spór nie dotyczy tego czy i jaką część zysku NBP ma być przekazane do budżetu państwa. W tym względzie sytuacja jest jasna. NBP jest ustawowo zobowiązany do przekazania do budżetu 95% wypracowanego zysku. Spór dotyczy sposobu liczenia wyniku finansowego NBP, a więc ma charakter wysoce techniczny i w związku z tym może być niezrozumiały dla szerszych kręgów Czytelników. Wyjaśnijmy zatem kilka najważniejszych spraw.

Po pierwsze, zysk NBP ma dwa zasadnicze źródła. Pierwszym jest działalność operacyjna NBP, zwłaszcza gospodarowanie rezerwami dewizowymi państwa. Wartość tych rezerw na koniec ubiegłego roku wynosiła około 200 mld zł. Rezerwy te są oczywiście inwestowane na zagranicznych rynkach finansowych, z założenia w bezpieczne, ale wskutek tego nisko rentowne papiery wartościowe. Z tego tytułu NBP uzyskuje jednak określony dochód, którego wielkość jest uzależniona od wysokości stóp procentowych na międzynarodowych rynkach finansowych. Te przychody, wraz z przychodami uzyskanymi w kraju, pomniejszone o koszty działania NBP (koszty administracyjne i koszty prowadzenia polityki pieniężnej) stanowią rzec by można, nie budzący kontrowersji, zysk ekonomiczny. Na wielkość zysku NBP wpływają jednak także tzw. różnice kursowe, czyli różnice pomiędzy ceną kupna walut przez NBP – z jednej strony oraz ceny ich sprzedaży lub rynkowa wycena na dziej bilansowy – z drugiej.

Te dwa źródła zysku nie są równoważne. Zysk z tytułu odsetek jest zyskiem realnym, mającym pokrycie w przyroście zasobów dewizowych państwa i jego przekazanie do budżetu nie budzi zastrzeżeń. Zysk z tytułu różnic kursowych jest natomiast w pewnym sensie zyskiem wirtualnym, co nakazuje ostrożność w dysponowaniu nim. W roku 2009 NBP zrealizował pokaźne dodatnie różnice kursowe (ponad 15 mld zł), ale w tym roku te różnice mogą być ujemne, zmniejszając wynik finansowy NBP w tym roku. W bilansie NBP na koniec ub. roku figurują ponadto niezrealizowane różnice kursowe, których kwota wynosi prawdopodobnie około 4 mld zł, o które część członków Rady chce zmniejszyć odpis na ryzyko kursowe. Warto przy tym zaznaczyć, że dzisiaj te niezrealizowane różnice kursowe prawdopodobnie już nie istnieją, co wynika ze zmian kursów walut.

Kurs dolara amerykańskiego jest dziś niemal na takim samym poziomie jak na koniec ubiegłego roku (odpowiednio 2,8506 i 2,8503 zł), kurs euro spadł z 4,1082 do 3,8467 zł. Jeżeli założymy, że 40% rezerw utrzymywanych jest w walorach denominowanych w euro, to złotowa wartość tych rezerw zmniejszyła się o około 5 mld zł. Jeżeli się nie mylę w tych szacunkach, to NBP przekazałby do budżetu coś, czego i tak już nie ma.

[srodtytul]Jaka powinna być rezerwa[/srodtytul]

Co zatem oznaczają różnice zrealizowane i niezrealizowane. Upraszczając możemy stwierdzić, że z różnicami zrealizowanymi mamy do czynienia wtedy, gdy określona część rezerw walutowych została sprzedana. Jeżeli cena sprzedaży jest wyższa niż cena nabycia tych rezerw, to wtedy mamy do czynienia z dodatnimi różnicami kursowymi, które zasilają zysk NBP.

Jeżeli różnica ta jest ujemna, to odpowiednie kwoty zmniejszają wynik finansowy NBP lub tzw. rezerwę na ryzyko kursowe. Niezrealizowane różnice kursowe są to różnice pomiędzy ceną nabycia walut a ich kursami rynkowymi na dzień bilansowy. Załóżmy, że koszt nabycia posiadanych w dniu 31 grudnia 2009 roku rezerw walutowych NBP wynosi 180 mld zł, zaś ich wartość według kursów z tego dnia wynosi 200 mld zł. Powstaje różnica w wysokości 20 mld zł, stanowiąca niezrealizowane różnice kursowe. Kontrowersja dotyczy tego jak traktować te różnice.

Zgodnie z obowiązującymi w NBP, przynajmniej do ostatniego posiedzenia RPP, zasadami rachunkowości zrealizowane dodatnie różnice kursowe stanowiły źródło zysku pomniejszanego o odpisy na tzw. rezerwę na różnice kursowe. Po co tworzona jest taka rezerwa? Otóż, w sytuacji, gdy krajowa waluta się umacnia i gdy wyrażony w złotych koszt nabycia walut obcych jest wyższy niż ich bieżąca cena rynkowa, wtedy powstają ujemne różnice kursowe (zrealizowane i niezrealizowane), które pomniejszają bądź to rezerwę na różnice kursowe (jeżeli została utworzona) lub też wynik finansowy NBP. Uzasadnieniem tworzenia rezerwy na ryzyko kursowe jest więc stabilizacja wyniku finansowego NBP, który ulegałby znaczącym wahaniom wraz z wahaniami kursów walut obcych.

Potrzeba tworzenia rezerwy na ryzyko kursowe nie jest na ogół kwestionowana. Kwestionowana jest wysokość tej rezerwy. Do obliczania wysokości odpisów na ryzyko kursowe w NBP wykorzystywany jest model, który w oparciu o dotychczasowe wahania kursów walut stara się określić potencjalne zmiany tych kursów w przyszłości. Wielkość rezerwy na ryzyko kursowe wyliczona w oparciu o ten model powoduje, że wynik finansowy NBP za rok 2009 kształtuje się mniej w więcej na poziomie 4 mld zł.

Skąd zatem bierze się druga wymieniana przez skonfliktowane strony kwota 8 mld zł. Otóż, wspomniana uchwała RPP, określająca zasady tworzenia rezerwy na ryzyko kursowe stanowi, że przy tworzeniu rezerwy winny być uwzględniane niezrealizowane dodatnie różnice kursowe, wynoszące około 4 mld zł. Jedna strona twierdzi, że o tę kwotę winno się zmniejszyć odpis na rezerwę na ryzyko kursowe, co zwiększyłoby zysk o tę kwotę – druga jest przeciwnego zdania.

[srodtytul]Trudne rozstrzygnięcie[/srodtytul]

Można w związku z tym postawić pytanie, kto w tym sporze ma rację? Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie jest możliwe. Możliwe jest natomiast sprowadzenie dyskusji na właściwe tory. Argumentacja obu stron jest moim zdaniem błędna. Nie ma racji prezes S. Skrzypek, który na konferencji po ostatnim posiedzeniu Rady stwierdził, że przekazanie do budżetu dodatkowych 4 mld zł zmniejszyło by zdolności do reagowania przez NBP w sytuacji kryzysowej.

Otóż trzeba wyraźnie stwierdzić, że to ile zysku NBP przekaże do budżetu w żadnym stopniu nie narusza to wspomnianych zdolności NBP w sytuacjach kryzysowych. Rezerwy walutowe kraju, nie zmniejszą się ani o jednego centa. Wielkość wpłaty zysku do budżetu nie narusza także istotnie zdolności NBP do prowadzenia skutecznej polityki pieniężnej. Przekazanie dodatkowej kwoty 4 mld zł zwiększyłoby natomiast, czego zdają się nie dostrzegać zwolennicy tego rozwiązania, emisję pieniądza krajowego, czyli mówiąc wprost - byłoby to finansowanie deficytu budżetowego za pomocą emisji pieniądza.

Dodatkowy zastrzyk pieniądza wyemitowanego przez bank centralny spowodowałby zwiększenie, znacznej dziś (ponad 50 mld zł), nadpłynności sektora bankowego, która jest przez NBP absorbowana, głównie poprzez sprzedaż bonów pieniężnych NBP, co zwiększa koszty polityki pieniężnej, zmniejszając przyszły zysk. Osobiście nie sądzę, aby miało to jakieś szczególnie negatywne skutki dla skuteczności polityki pieniężnej i nie jestem przeciwnikiem wsparcia budżetu przez bank centralny. Szczególna sytuacja jaka wytworzyła się w Polsce głównie w wyniku niekorzystnych uwarunkowań zewnętrznych może uzasadniać takie działanie. Dobrze byłoby jednak, aby o przyczynach i konsekwencjach mówiono wprost i wyraźnie.

Konflikt pomiędzy rządem a bankiem centralnym na tle rozdysponowania rezerw z tytułu różnic kursowych nie jest pierwszym w tej dekadzie. Podobna sytuacja wystąpiła w roku 2002, kiedy to rząd Leszka Milera nieśmiało sugerował wykorzystanie na wsparcie budżetu ówczesnej rezerwy rewaluacyjnej, która wynosiła wtedy ponad 30 mld zł. Zgodny chór analityków bankowych, członków RPP pierwszej kadencji, prezesa NBP, Leszka Balcerowicza oraz światłych ekonomistów orzekł, iż byłby to nie tylko zamach na niezależność banku centralnego, ale przejaw ekonomicznego barbarzyństwa.

Dziś większość tych zagorzałych zwolenników zasad zdrowej ekonomii milczy (np. Leszek Balcerowicz), wykazuje życzliwą przychylność dla zamierzeń rządu (np. B. Grabowski, D. Filar) lub wręcz podejmuje działania umożliwiające zrealizowanie tych zamierzeń (J. Winiecki, A. Bratkowski, A. Rzońca). Jak napisałem wyżej osobiście nie jestem przeciwnikiem wsparcia budżetu przez bank centralny. Zmiana zasad rachunkowości tylko po to, aby zwiększyć kwotę zysku przekazywaną do budżetu jest jednak złym, nawet bardzo złym pomysłem.

[ramka]Autor jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Był członkiem Rady Polityki Pieniężnej w latach 2004 – 2010[/ramka]

Jednym z najżywiej dyskutowanych ostatnio publicznie problemów jest konflikt, jaki powstał na tle podziału, a właściwie sposobu ustalania wielkości zysku Narodowego Banku Polskiego. Stronami tego konfliktu są, z jednej strony, prezes Narodowego Banku Polskiego oraz sprzyjający mu członkowie Rady a pozostałą jej częścią i rządem - z drugiej strony.

Konflikty pomiędzy rządem a NBP w przeszłości już się zdarzały, co nie może dziwić, gdyż perspektywy patrzenia na kwestie ekonomiczne ze strony rządu i banku centralnego różnią się. Nowością jest natomiast upublicznienie sporu wewnątrz RPP. Jakiekolwiek będą losy tego konfliktu, jedno nie ulega kwestii; prestiż Polski oraz jej wiarygodność na międzynarodowych rynkach finansowych ucierpi, co przyniesie wymierne straty chociażby w postaci w wyższego oprocentowania skarbowych papierów wartościowych.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Finanse
Jak rosną oszczędności Polaków? Padł nowy rekord
Finanse
SGH startuje z Otwartym Uniwersytetem Ekonomicznym
Finanse
Firmy pożyczkowe „skradły” bankom sporo klientów. Dlaczego Polacy je wybierają?
Finanse
Podatkowe przeciąganie liny
Finanse
W turbulentnych czasach liczą się sprawdzeni partnerzy