Przywódca USA, który dotychczas z zapałem forsował kosztowny plan ratowania amerykańskiej gospodarki, stracił cierpliwość. Do wybuchu sprowokowały go ogromne premie, jakie w czasie załamania rynku przyznają swoim pracownikom m.in. banki.
Wściekłość Baracka Obamy wzbudził fakt, że amerykańskie instytucje finansowe, w większości czekające na pomoc państwa i balansujące na krawędzi bankructwa, przyznały sobie za ubiegły rok premie w łącznej kwocie 18,4 mld dol. – To wprawdzie o 44 proc. mniej niż rok wcześniej, ale to, że firmy w ogóle zdecydowały się na premie, spowodowało ogromną falę krytycznych komentarzy, w których podkreślano, że Wall Street zachowuje się tak, “jakby funkcjonowała poza politycznymi i ekonomicznymi realiami” – napisał “The Wall Street Journal”.
Jak podaje BBC, Obama ostro zareagował na te doniesienia: gest bankowców nazwał szczytem nieodpowiedzialności. – Wall Street powinna wykazać umiar, dyscyplinę i poczucie odpowiedzialności – stwierdził. Zapowiedział też, że jego administracja zwróci się do bankierów o odpowiedzialne działanie i zwiększenie dyscypliny. Niedawno także prezydent Francji Nicolas Sarkozy ogłosił, że bez rezygnacji z premii za ubiegły rok, często sięgających setek tysięcy euro, banki nie mogą liczyć na rządową pomoc. Francja przeznaczy na ten cel 10,5 mld euro, a firmy, chcąc z niej skorzystać, oprócz pozbawienia prezesów premii muszą też zrezygnować z wypłaty dywidendy.
W USA sytuację zrozumiał Bank of America. Jego prezes Kenneth Lewis już w pierwszym tygodniu stycznia ostrzegł swoich najważniejszych menedżerów, że wyniki banku za 2008 rok będą gorsze od oczekiwanych i że wszyscy oni nie powinni pobierać bonusów za ostatni rok.
Wart w sumie ok. 900 mld dol. plan ratowania amerykańskiej gospodarki Senat miał rozpatrywać w tym tygodniu – obrady nad nim miały się zacząć już dziś. Jednak w niedzielę telewizja CNN podała, że może do tego dojść dopiero w drugim tygodniu lutego.