Wczoraj głośno zaprotestował były wiceprezes NBP Krzysztof Rybiński (wcześniej nadzorował zarządzanie rezerwami walutowymi). „Nie istnieje wiarygodny plan zatrzymania kryzysu. Wiadomo, że te pieniądze pójdą na pożyczki dla rządu Włoch i jak w przypadku pożyczek dla Grecji zostaną zmarnowane. Mimo wysokiej obecnie wiarygodności kredytowej MFW nie można wykluczyć, że w przyszłości Polska będzie musiała zaakceptować fakt, iż nie odzyska części pożyczonych pieniędzy" – napisał.
Dodał, że pożyczka oznacza złamanie prawa unijnego, które zakazuje bankom centralnym finansowania rządów. „Pożyczanie za pośrednictwem MFW nie różni się niczym od praktyki prania pieniędzy przez mafię narkotykową i wprowadzania ich potem do obrotu jako legalnych. W tej sprawie wypowiadał się Bundesbank, który odmówił udzielenia takiej pożyczki – wskazał. – Taka pożyczka łamie zasady którymi kieruje się NBP, inwestując rezerwy dewizowe".
Naprawdę nie potrzeba wiele, by polski udział we wzmacnianiu funduszu okazał się całkiem sensowną inwestycją
Nikt nie ma wątpliwości, że te pieniądze pójdą na ratowanie budżetów państw strefy euro, ale formalnie bezpośrednich zakupów nie będzie. My skredytujemy MFW, a już zmartwieniem funduszu będzie to, komu on pożyczy pieniądze (i jak je odzyska).
Minister finansów Jacek Rostowski nie widzi problemu. – Pożyczka dla MFW będzie pochodziła z rezerw NBP i będzie to umowa pomiędzy bankiem a funduszem – stwierdził. – MFW jest najbardziej wiarygodnym kredytobiorcą na świecie. Pożyczka od NBP – o ile będzie – będzie dla MFW, a nie dla jakiegokolwiek kraju. Będzie to dwustronna umowa między NBP a MFW – dodał.