Rada Prezesów frankfurckiej instytucji utrzymała stopę refinansową w strefie euro na najniższym w historii poziomie 0,25 proc. Pozostawiła też zerową stopę depozytową.
Takiej decyzji oczekiwało 62 spośród 64 ekonomistów ankietowanych przez agencję Bloomberga. Ale w ostatnich dniach przed posiedzeniem EBC przybywało głosów, że jednak dojdzie do choćby kosmetycznej zmiany parametrów polityki pieniężnej. Przemawiał za tym styczniowy spadek inflacji w strefie euro do 0,7 proc. w ujęciu rok do roku, podczas gdy EBC ma za zadanie utrzymywać ją w pobliżu 2 proc. Nie licząc października ub.r., gdy inflacja była równie niska – co zresztą skłoniło EBC do obniżki stóp procentowych w listopadzie – był to najniższy odczyt od jesieni 2009 r., gdy ceny zaczynały znów rosnąć po pięciu miesiącach deflacji.
Część ekonomistów wskazuje, że dziś zagrożenie deflacją w strefie euro jest większe, niż było przed pięciu laty. Wówczas bowiem była ona głównie skutkiem spadku cen surowców, dzięki czemu okazała się przejściowym szokiem. Tymczasem obecnie, jak wskazuje Jonathan Loynes z Capital Economics, spadek inflacji wynika z niemrawego popytu i wysokiego poziomu niewykorzystanych mocy produkcyjnych.
– Uzasadnieniem naszej decyzji, aby nie podejmować żadnych działań, jest zawiłość sytuacji w strefie euro – tłumaczył prezes EBC Mario Draghi na konferencji prasowej. Jak wskazywał, inflacja rzeczywiście jest niepokojąco niska, ale jednocześnie widać coraz więcej sygnałów ożywienia gospodarczego. W tej sytuacji EBC woli poczekać na nowe informacje. Draghi wskazał m.in. na najnowsze prognozy ekonomistów frankfurckiej instytucji, które będą znane na początku marca. – Jeśli do tego czasu perspektywy ekonomiczne strefy euro radykalnie się nie poprawią, EBC trudno będzie przeciwstawić się presji na dalsze luzowanie polityki pieniężnej – ocenił Loynes.
Frankfurcka instytucja ma kilka opcji. Ekonomiści wskazują m.in. na możliwość obcięcia stopy refinansowej o 0,1–0,2 pkt proc., sprowadzenie stopy depozytowej poniżej zera lub kolejną aukcję długoterminowych pożyczek dla banków (tzw. LTRO). Draghi potwierdził w czwartek, że pod uwagę bierze też przerwanie ściągania od banków pieniędzy, które wpompował, skupując w latach 2010–2012 obligacje pogrążonych w kryzysie fiskalnym państw eurolandu. Zwiększyłoby to płynność w sektorze bankowym o około 180 mld euro.