Widzowie oczekują od nas ciepła i nadziei

Gra główną rolę w „Katyniu”. Za kreację w „Aniołach w Ameryce” dostała Nagrodę im. Zelwerowicza. Dziś zobaczymy ją w spektaklu „I. znaczy Inna” - rozmowa z Mają Ostaszewską

Publikacja: 15.10.2007 01:42

Widzowie oczekują od nas ciepła i nadziei

Foto: PAT

Rz: Zauważa pani, że coraz więcej osób czuje się w naszej rzeczywistości obco i ucieka od najbliższych, wybiera samobójstwo lub nałóg?

Maja Ostaszewska

: Sama się nad tym ostatnio zastanawiałam, bo ciągle słyszę, że ktoś przeżywa nerwowe załamanie. Zadaję sobie pytanie, czy dzisiejsza rzeczywistość jest trudniejsza. Każdy czas ma swoje demony. Ale może jest i tak, że dopiero teraz zaczęliśmy szczerze rozmawiać o problemach, które jeszcze niedawno stanowiły tabu.

Może się z tym, paradoksalnie, wiązać moda na psychoterapię.

Woody Allen od dawna śmieje się z uzależnień od terapeutów, którzy powinni z uzależnień leczyć. Mimo to uważam, że mądrze prowadzona terapia może przynieść zbawienne rezultaty. Również u osób, które nie radzą sobie z coraz większą presją nowych wzorców – kultu wiecznej młodości, sukcesu osobistego i zawodowego. Nie jest tajemnicą, że pracodawcy łatwiej tolerują pracowników chorych na serce niż niedomagających psychicznie. A gdy załamanie nerwowe oznacza utratę pracy, zaczyna się dramat osobisty i rodziny.

Kult sukcesu i młodości sprawia, że w nasze życie wkrada się fałsz?

W rodzinie i z przyjaciółmi żyję w szczerych i otwartych relacjach. Ale w środowisku zawodowym jest już trudniej. Za fasadą modnego wyglądu i przyklejonych uśmiechów często rozgrywają się dramaty.

Spektakle Teatru Rozmaitości z pani udziałem pokazują obyczajowe zmiany w życiu Polaków: pierwszą gorączkę kapitalizmu, kryzys uczuć i rozpad rodziny.

W komunizmie podział był prosty – my i oni. Teraz uczymy się kapitalizmu, który w Polsce jest niezwykle trudnym doświadczeniem. Czasami czujemy, że zmienił się tylko rodzaj niewolnictwa, poznajemy siebie na nowo. Najbardziej zagubieni są młodzi. Każdy z nas zauważa jak po godzinach spędzonych przed komputerem w wirtualnym świecie trudno się im odnaleźć w prawdziwej rzeczywistości.

w „Krumie” i „Aniołach w Ameryce” sportretowano także mężczyzn słabszych od kobiet, porzucających rodziny, wybierających związki homoseksualne.

Świetną książkę na ten temat, „Zdradzony przez ojca”, napisał przed laty Wojciech Eichelberger. Żyjemy w czasach kryzysu rytuałów, mitów i inicjacji. Wszystko zaczyna się od naszych relacji z najbliższymi, od wczesnego dzieciństwa. Moi rodzice poświęcali nam niezwykle dużo uwagi. Teraz sama jestem mamą, mój synek ma zaledwie dwa miesiące, a ja już czuję silne naciski, żebym przestała karmić i czym prędzej wróciła do pracy.

Z powodu macierzyństwa nie była pani na festiwalu awiniońskim, nie pojedzie na festiwal BAM w Nowym Jorku i do paryskiego Odeonu, co jest marzeniem każdego aktora.

Macierzyństwo przypadło na czas, kiedy dojrzałam do niego. Już sobie pograłam i kontakt z dzieckiem jest dla mnie najważniejszy. Kiedy ma się rodzinę, trzeba zrezygnować z wielu przyjemności.

Są jednak wartości od nich ważniejsze. Oczywiście wrócę do pracy, bo nie ma szczęśliwego dziecka bez spełnionej i szczęśliwej matki, a praca jest moją pasją i również dzięki niej się spełniam.

Czy udział w spektaklach Rozmaitości, które pokazują również rozbite związki, życie odrzuconych lub mniejszości, wzmocnił w pani marzenie o tradycyjnej rodzinie?

Teatr nie miał wpływu na moje decyzje. Były one ściśle związane z tym, co działo się w moim życiu osobistym. Prawdą jest, że kiedy pracowałam nad rolą Harper w „Aniołach w Ameryce”, którą można poprowadzić pesymistycznie, zależało mi na tym, żeby znaleźć dla tej upokorzonej kobiety, którą mąż zostawił dla kochanka, promień nadziei. Odrodziła się, co Krzysztof Warlikowski podkreślił mocno w słonecznym finale, granym przez nas bardzo osobiście. Widzę, że widzowie są wzruszeni, niektórzy płaczą.

Oczekują od nas tego ciepła. To jeden z owoców pracy Krzysztofa, z którym rozmawiamy nie tylko o tym, jak będziemy konstruować postaci i sceny, lecz także o naszych osobistych przeżyciach. Bez przesadnego ekshibicjonizmu, nie żerując na prywatności, ale szczerze.

Wielu krytyków i ludzi ze środowiska uważa, że gracie wyłącznie zboczeńców, tymczasem gdyby nie pani, Danuta Stenka, Stanisława Celińska, Magda Cielecka i Andrzej Chyra, nie byłoby sukcesu „Katynia”. Jak połączyć nowoczesność, otwartość z patriotyzmem?

Panu Andrzejowi zależało na tym, żebyśmy oddali hołd tragicznie pomordowanym, jednocześnie grając prawdziwe emocje współczesnych ludzi, a nie cmentarne pomniki. Przeżyłam udział w filmie głęboko również z powodów osobistych, w Katyniu został zamordowany mój pradziadek. W domu dużo się o tym mówiło. Gdy przeczytałam scenariusz, okazało się, że moja rola przypomina los prababci, która została sama z córeczką i nie chciała się pogodzić z katyńskim kłamstwem. Ale dla mnie „Katyń” jest filmem uniwersalnym. Dziś z podobnymi tragediami zmagają się matki, żony i córki w Tybecie, Czeczenii, Afryce, bo z różnych powodów prawda o śmierci ich ojców, mężów i braci jest niewygodna dla polityków.

Rz: Zauważa pani, że coraz więcej osób czuje się w naszej rzeczywistości obco i ucieka od najbliższych, wybiera samobójstwo lub nałóg?

Maja Ostaszewska

Pozostało 97% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów