Poza zdjęciami wyróżniono go za najlepszą scenografię oraz efekty specjalne. Za najlepszy film uznano „The Hurt Locker. W pułapce wojny“ (dostępny u nas na DVD) – dramat wojenny o jednostce saperów rozbrajających miny w Bagdadzie. Uhonorowany sześcioma Oscarami obraz Kathryn Bigelow – nagrodzonej też (to pierwsza kobieta w historii przyznawania tych nagród) za najlepszą reżyserię – opowiada o uzależnieniu od adrenaliny, jaką wyzwala w żołnierzach wojna. Kontekst nie jest ważny – akcja mogłaby się rozgrywać wszędzie. Bohater wciąż wraca z domu rodzinnego na front nie dlatego, że obchodzi go cel wojennych działań, lecz dlatego, że to lubi.
Nudzi się z żoną i synem – potrzebuje mocnych wrażeń. Bigelow potrafiła stworzyć suspense godny thrillera. Ale ja oczekiwałam od tego obrazu akcji czegoś więcej. Choćby tego, co ma mocny i głęboki izraelski „Liban“ Samuela Maoza, który zobaczymy od piątku w kinach. Ten film na długo pozostanie w pamięci każdego, kto go obejrzy, w przeciwieństwie do „The Hurt Locker. W pułapce wojny“.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że został on nagrodzony z powodu wyrzutów sumienia Amerykanów, którzy wywołali iracką wojnę z ekonomicznych pobudek. Podobnie było w 1996 r., gdy zamiast arcydzieła Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain“ Oscara za najlepszy film roku przyznano – za antyrasistowską tematykę – politycznie poprawnemu „Crash – Miastu gniewu“ Paula Haggisa.
Tymczasem przegrany „Avatar“ jest wielkim filmem, mówiącym więcej i prawdziwiej o ludzkiej naturze od „The Hurt Locker. W pułapce wojny“. Nie wspominając o przełomowej dla kina stronie wizualnej i ogromnych emocjach, jakie wywołuje – porównywalnych z tymi wzbudzanymi w widzach przez pierwsze w dziejach obrazy kinowe.
[b]Czytaj więcej[/b]